środa, 25 listopada 2015

Z pamiętników młodego sprzedawcy cz. 4: Moje kolejne pierwsze razy - szpitalne uniesienia

  Po dłuższej przerwie znowu przysiadłem do Ciebie, pamiętniczku. Mamy teraz za oknem jesień w pełni. Jak to październik- zimno rano, zimno wieczorem. Póki co poranne słońce jest jeszcze dosyć intensywne jak na tę porę roku. 

  Pracuję w wypożyczalni już 2 miesiące i jak na razie Hannes jeszcze nie wywalił mnie z pracy. Chyba to dobry znak... może nie jestem aż tak beznadziejny, jak mi się wydawało... Wyrobiłem się jako sprzedawca i praca idzie mi dużo sprawniej (nie upuszczam już płyt :P). Jean'a też nadal trzymają, mimo jego nadludzkiego nicnieróbstwa, tak więc nadal mam pod ręką stare towarzystwo w pracy.

  Co do mojej relacji z Levi'em... Od ostatniego wpisu spotkaliśmy się może ze trzy razy. W dodatku żadne z tych spotkań nie miało pikantnego charakteru...!! T___T Wszystko przez to, że musiał wyjechać na długą misję ze swoją ekipą na tereny podległe tytanom. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że przez ten czas nie dostałem ani jednego telefonu, czy sms-a... Nie wiem nawet czy w ogóle jeszcze żyje, czy nie jest kaleką...?! Martwię się jak cholera, nie mam kompletnie pojęcia w jak dużym niebezpieczeństwie może być... Nikt nie daje nawet strzępka informacji, czy z nim wszystko w porządku... Jean pociesza, ale co mi po tym...?


EDIT:

  Niemożliwe!!! T____T Jest!! Wrócił...!!! T____T tak się cieszę....!!!! Beczę już chyba z trzecią godzinę... Dostałem od niego sms-a... po tak długim czasie...!! Od poprzedniego wpisu minął kolejny miesiąc. Chyba muszę to jakoś wszystko sprostować.

  Żyje i ma się całkiem dobrze. Zmartwił mnie okropnie wysyłając kolejną wiadomość, że leży w szpitalu. Doznał skomplikowanego skręcenia stawu skokowego pomagając swojej podwładnej w ucieczce w trakcie strzelaniny i jest uziemiony na jakiś czas.

  Wymusiłem na nim informację, w którym szpitalu go znajdę i pobiegłem jak oparzony. Pieprzyć lekcje. I tak miałem pisać poprawkę z botaniki (niby jakim cudem miałoby to coś dać w walce z tytanami...??!),więc wybór był oczywisty. Po spytaniu kilku pielęgniarek trafiłem w końcu do niego... Bez namysłu rzuciłem mu się na szyję i mocząc ramię łzami, zawodziłem jego imię na przemian z "tak się cieszę, że żyjesz...". Lekko dotknął mojej głowy i szepnął do ucha, że nie jesteśmy sami, chyba że mi to nie przeszkadza. Wyskoczyłem jak z procy. Cały czerwony zacząłem się gorączkowo rozglądać i doliczyłem się dwójki ludzi - wysokiego blondyna z orlim nosem i spojrzeniem jak brzytwa oraz dosyć drobnej szatynki z okularami na nosie. Co ciekawe zdawała się ciągle z czegoś cieszyć... Levi nie tracąc czasu przeszedł od razu do rzeczy.
- To jest Eren. - Machnął niedbale ręką w moją stronę. - Wspominałem wam czasem o nim. Może i nie wygląda na koksa, ale ma duże poczucie sprawiedliwości i jaja by paplać ciągle, że już w tak młodym wieku da radę powybijać wszystkich tytanów... Nawet jeżeli pływają w basenie amunicji...
- Ah, pamiętam. Faktycznie co nieco opowiadałeś o chłopaku z dużym ego i ambicjami godnymi bogów. Ha, ha! Dobry z ciebie chojrak, Even. - Ta kobieta zdaje się działać mi coraz bardziej na nerwy...
- Witam, Eren. Jestem Erwin Smith. Dowodzę jednostką eksploracyjną spec- służb do spraw walki z tytanami. Cieszy mnie to, że tak poważnie podchodzisz do obrony ojczyzny i niewinnych obywateli. Oby było więcej takich zdeterminowanych ludzi jak ty.
- Dzi-  dziękuję, panu... - Wydukałem.- Jestem zaszczycony, że ktoś tak niesamowity jak pan, chce zamienić ze mną kilka słów...- Był na serio super... Pełen dumy, że może służyć ku chwale narodu... Do tego taki władczy i pewny swoich ideałów...
- Ta pyskata okularnica, która się nie przedstawiła to Hange Zoe. W pewnym sensie jest ze mną na tym samym poziomie w hierarchii spec- słóżb i potencjalnie jest następcą Erwina.
- Miło cię poznać, Evenie - chłopcze z duchową krzepą!!
Zacząłem wyczuwać aluzję, że Levi jej delikatnie mówiąc nie cierpi i chyba słusznie... Po wymianie kilku kąśliwych wymian zdań, Hange i Ervin wyszli z sali mając do załatwienia inne służbowe sprawy.

  Zostaliśmy tylko my dwoje. Serce waliło mi mocno. Znowu zacząłem beczeć, tym razem bez żadnych zahamować... Musiałem to z siebie wydusić...
  
  Rzuciłem się po raz kolejny w jego ramiona i kontynuowałem swoje żale. Pomiędzy smarkami lecącymi po brodzie, mamrotałem jak się cholernie bałem, czy go jeszcze kiedykolwiek zobaczę... Paplałem bez sensu wszystko co mi przyszło do głowy. Jak się trochę uspokoiłem, to zauważyłem, że jedynie ja byłem wylewny. On tylko siedział na łóżku, gładził mnie po głowie i wpatrywał się gdzieś przed siebie. Nie potrafiłem przerwać tej niezręcznej ciszy.

W końcu po długim czasie spojrzał na mnie i przytulił mocno do siebie. Szeptał mi we włosy. - Przepraszam, że musiałeś się zamartwiać.... Żeby przejmować się takim starym dziadem jak ja...- Po tym głos mu się załamał i poczułem na głowie kilka mokrych kropli... Szlochał ledwo słyszalnie.  Dałem mu trochę czasu, by doszedł do siebie. Dopiero wtedy poczułem, że mogę mu spojrzeć w twarz bez niszczenia jego wizerunku macho. Powieki miał spuchnięte i czerwone, oczy zmęczone i jak zwykle bez większej ekspresji.

  Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Nie wiem ile, nie obchodziło mnie to. Liczył się tylko on. Wziąłem głęboki oddech i pozwoliłem słowom potoczyć się samoistnie z moich ust.
- Levi... 
- Tak?
- Nie smuć się...
- Nie smucę. Czasem tak bywa, że facet musi gdzieś znaleźć ujście na te nagromadzone w sobie zło, pozwolić temu odejść... Patrzenie jak towarzysze, przyjaciele giną na twoich oczach jest... jest straszne... Robisz co możesz, by ich ocalić przed tym wszystkim, ale nawet oddając duszę diabłu nie podołasz temu... Eren... to jest wojna... musisz...
- Wiem co muszę. Domyślam się co widziałeś. Również tego doświadczyłem. W wieku kilku lat... Byłem totalnym gówniarzem wtedy... Widziałem jak mordują moją matkę z zimną krwią, jak moi bliscy padają jeden po drugim... Wiem, jak to jest... Dlatego od tamtych wydarzeń jestem w 100% pewien co powinienem zrobić. Proszę cię o jedno... Wytrzymaj... wytrzymaj do mojego wstąpienia do spec- służb. Kiedy za półtora roku osiągnę ten cholerny wiek, to przyrzekam ci na moją zmarłą matkę, że ochronię cię za wszelką cenę. Będę szedł po ich obrzydliwych trupach do celu jaki sobie wyznaczyłem! Zabiję tych skurwysynów, co do jednego...!
- Piękne marzenie... choć takie nierzeczywiste...
- Jak zwykle cyniczny...
- W każdym razie... dziękuję... za tę obietnicę... dużo to dla mnie znaczy...
- Wiem... nie zostawię cię, choćby nie wiem co... nawet jakby to miało kosztować moje własne życie...!
- Eren... nie mów tak...
- Nie mogę inaczej... nie mogę... bo... bo cię kocham, idioto... nie mam na to innego wyjaśnienia...
[I w tym momencie uświadomiłem sobie co zrobiłem!! Jak sobie w kółko przypominam to strzelam co chwila mega pomidora ze wstydu...!! >.< Ahhhh!!!]
Oczywiście zapanowała grobowa cisza. Mi akurat było blisko do tych grobów, bo chciałem się zapaść co najmniej 20 metrów pod ziemią!!! Schowałem głowę pod kołdrę i za nic na świecie nie chciałem sprawdzać jego reakcji...!!! Taki wstyd...!! 

  Zamiast kpin i nie wiadomo czego, usłyszałem jego spokojny głos.
- Nie wiem co powiedzieć... Może tak tylko ci się zdaje? Rzadko kiedy się widywaliśmy, kontakt też nie był regularny.
- Nie wierzysz w moje słowa...?! Właśnie dokonałem najbardziej żenującej rzeczy na świecie, przyznając się drugiemu facetowi do tego, że myślę o nim 24/7, w trakcie snu i  nawet kiedy chodzę do kibla się wysrać, a ty mi mówisz, że może mi się tak tylko zdaje...?! 
- Ehh?? Aż tak...??
- Nawet jeszcze bardziej!! - czułem jak mi już łzy napływały do oczu. - Nawet jak walę konia z tęsknoty za tobą to sobie wyobrażam, że moja ręka jest twoją i momentalnie dochodzę bryzgając wszystko wokoło... i tak codziennie... Nie wiesz jak to jest pragnąć kogoś i nie mieć od tej osoby nawet śladu znaku życia... Umierałem wegetując tutaj bez jakiejkolwiek iskierki nadziei....!!-
Objął mnie mocno i ujął głowę dłonią. Trzymał jakbym był jakąś wygraną w totka.

  Z początku się wkurzałem dlaczego mnie tak trzyma, ale szybko umilkłem. Rozluźniłem ciało i odwzajemniłem uścisk.
- Dziękuję...- Wyszeptał. - nikt nigdy nie wyznał mi tak dobitnie swoich uczuć... nawet tak idiotycznych, że jest zakochany srając jednocześnie...-
Zaśmialiśmy się oboje z tego tekstu. Jak teraz nad tym myślę, to faktycznie brzmiało to debilnie i mało romantycznie (faceci nie potrzebują żadnego gównianego romantyzmu! >;P). To rozwiało wszelkie wątpliwości co do moich intencji wobec niego. A niech tylko powie, że udaję....!!

  Opadł na łóżko od niechcenia. Zapadła cisza. Nie tracąc czasu zanurzyłem ręce pod kołdrę i dogrzebałem się do jego ud.  Pieściłem i całowałem je na przemian. Szybko poczułem coraz bardziej napinające się spodnie w okolicach krocza. Cholernie mnie to podnieciło... Bez zastanowienia ściągnąłem dół piżamy i jęknął zaskoczony. Nic nie widziałem, bo przecież głowę miałem dalej pod kołdrą.

  Po krótkich poszukiwaniach znalazłem jego naprężonego fiuta. Był gruby, gorący i uroczo pulsujący... Twardy i jednocześnie taki jedwabiście delikatny.... Oh...!! Dopadłem go ustami zatapiając się bez żadnych wstępnych gierek. Nurkowałem głęboko i wyczyniałem cuda językiem liżąc od podstawy, aż po sam czubek. Ręką dbałem natomiast o to, by mi przypadkiem nie uciekł i trzymałem mocno bawiąc się na całej długości. Levi wił się w ekstatycznych torturach, jęczał raz za razem... Będąc tym nieubłaganym robiłem dalej swoje, aż w końcu poczułem kropelki spermy na końcu. Skoncentrowałem się głównie na wypływających sokach i zlizywałem je leniwie z przesadną dokładnością.

  Myślałem, że finalnie skończy w moich napalonych ustach, ale nieoczekiwanie sytuacja uległa zmianie. Zerwał kołdrę, oderwał mnie od kutasa i pchnął plecami na łózko. Chciałem zaprotestować, że nie dokończyłem i co on sobie myśli, ale najwyraźniej nie miałem nic do gadania. Sprawnymi ruchami praktycznie w moment pozbawił mnie spodni i bokserek, rozłożył nogi i rzucił się na mojego fiuta. O matko...!! Zgłupiałem do reszty, jak przyssał się do niego... Pieścił łapczywie przytrzymując uda w żelaznym uścisku.

  Byłem twardy jak głaz.. Zlizywał ze mnie spermę poruszając się przy tym niecierpliwie. Długo nie musiał czekać... Doszedłem... Był to mój pierwszy raz kiedy mogłem spuścić się komuś w usta... Tak błogo i ciepło... Rozpływałem się do reszty...

  Ale nie na długo (co jak co, ale Levi nie traci czasu). Oderwał usta bez pośpiechu, oblizał je z resztek spermy (na samo wspomnienie znowu mi staje!) i jeszcze bardziej rozłożył mi nogi. Spanikowałem, bo domyślałem się co planuje zrobić. Musiał wyczuć moje obawy, bo odezwał się kojącym głosem. 
- Będzie w porządku, Eren. Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy. Obiecuję... - Dosyć niechętnie, ale uspokoiłem się nieco i rozluźniłem nogi. 

  Przybliżył się do miednicy i powoli wsadził mi palec w środek. Zapiszczałem jak jakaś baba i strzeliłem buraka... Nie wiem skąd, ale najwyraźniej musiał mieć wazelinę, bo nie bolało jak mogło mi się zdawać. Bawił się moim otworem na różne sposoby, wsadzał głęboko, albo robił kółeczka przy brzegu. Chcąc nie chcąc podniecało mnie to. I to cholernie mocno! Fiut drgał mi do drugiego powstania (aż niemożliwe, patrząc na ostatni orgazm sprzed parunastu minut... co ten facet potrafi ze mną robić!?), przechodziły mnie ciarki po plecach, niczym małe wyładowania elektryczne idące po sieci. Wzrok robił się nieco rozmazany, nie umiałem się już na niczym skupić.

  Nawet nie zauważyłem kiedy wszedł we mnie. Było kurewsko przyjemnie... Topniałem po każdym pchnięciu jego kutasem...Bez pośpiechu, czy żadnych spięć... Mogłem tak bez końca... Mój mały buntownik już stał w pionie w pełnej gotowości, cały obolały i nabrzmiały. Levi ścisnął go zdecydowanie i od czasu do czasu poruszał nim w górę i w dół, akcentując szczególnie moje zakończenie. Z braku ładunku nie mogłem dojść tak szybko jak ostatnim razem, więc jedynie popuszczałem brudząc mu rękę zawiesinowym strumyczkiem.

  Zwiększył tempo (puszczając niestety przy tym fiuta... T___T ), wbijał się we mnie energicznie i głęboko jak diabli! Jakby za każdym razem wciskał przycisk "orgazm" na końcu tej ścieżki! Wiłem się i stękałem debilnie robiąc pewnie przy tym głupie miny. Spocony na całym ciele, pchał mnie bez litości coraz gwałtowniej. Wirowało mi w głowie, świat oszalał, nic mnie już nie obchodziło. Czułem jak mi ślina leci po policzku, ale miałem to gdzieś. 

  Nadchodziła "ta" chwila . Jego twarz była poznaczona zbliżającym się orgazmem, bólem przyjemności, oczy jakby nieobecne. Pchnięcia były bez żadnej delikatności, jedynie ostre i dzikie. Czułem jak nadchodzi jego apogeum... Doszedł niemal krzycząc, jęczał i mamrotał coś. Po chwili zrozumiałem, że mówił o mnie same sprośne rzeczy. 
- Spuściłem się w tobie, Eren... Tak mi kurewsko dobrze... - Poczułem, że wzbiera we mnie fala czegoś nieogarnionego, wielkiego... Eksplodowałem wypychając biodra przed siebie. Moja egzystencja się rozpływała, traciłem kontakt z rzeczywistością...

  Poczułem na policzku ciepły dotyk i otworzyłem oczy. Nie wiem ile czasu tak leżałem, ale najwyraźniej nie tak krótko. Miałem przed sobą Levi'a nachylonego nade mną z przerażeniem w oczach. Po oprzytomnieniu spojrzałem na niego ze szczerym zdziwieniem, czym niby był tak wystraszony? Usiadłem na łóżku. Wszystko mnie bolało, szczególnie dupa... Piekła, jakbym zaliczył lewatywę z chilli... Byłem cały ufajdany w spermie. Pod tyłkiem mała kisielowata kałuża, oklapnięty kutas zbryzgany na wszystkie sposoby, aż do połowy ud... Obraz nędzy i rozpaczy. W całym pokoju ostro śmierdziało seksem...

  Złapał mnie za ramiona i wydukał, czy ze mną wszystko w porządku. Okazało się, że dostając orgazmu zemdlałem na ponad 10 minut. Pominął, że ubrudziłem też jego brzuch na całej długości... (aż za bardzo się to rzucało w oczy, by tego nie zauważyć...). Wyraźnie odetchnął z ulgą i kazał mi się ogarnąć w łazience, która na całe szczęście przylegała do pokoju.

  Po wyjściu spod prysznica ubrałem się szybko (nawet nie pomyślałem, że przecież pielęgniarki mogły wpaść w każdej chwili, szczególnie wtedy kiedy pieprzyliśmy się jak jakieś zwierzęta...!!!) i odjęło mi mowę. Levi przebierając się w świeżą piżamę odwrócony był do mnie plecami. Od lewej łopatki, aż do prawego dolnego boku przechodził wielki opatrunek, który częściowo się odklejał. Pod nim odznaczała się ogromna rana cięta, głęboka i niewyobrażalnie długa...!! Bez zastanowienia jęknąłem przyciskając rękę do ust. Zorientował się i pośpiesznie założył górę kryjąc szpetny znak.
- Boli... prawda? - Na nic innego nie umiałem się zdobyć.
- Trochę. Nie przejmuj się tym. Bywa, że zdobywamy pamiątki na polu bitwy.
- Przepraszam... nie wiedziałem... nie powinienem był... no wiesz... zrobić tego z tobą... kiedy jesteś w takim stanie... -  Czułem pieczenie nadchodzących łez.
- Nie przejmuj się, Eren. Będzie dobrze. Parę lat temu wykradliśmy z jednego z laboratoriów należących do tytanów próbki i receptury, w tym uzdrawiające. Na przekór losowi są bardzo skuteczne i nie będzie widać nawet blizny.
- A twoja noga? Dalej dochodzi do siebie po skręceniu?
- Z nogą wszystko dobrze. Po godzinie od zaaplikowania leku nic już nie czułem.
- Za ile będziesz mógł wyjść ze szpitala? 
- Jeszcze nie wiem, pewnie za tydzień.
- Jeżeli chcesz... to mogę przychodzić do ciebie... codziennie. - Stresowała mnie ta rozmowa. Czułem się jakbym robił mu jakieś przesłuchanie, ale nie chciałem wyjść na wścibskiego...
- Miło z twojej strony, ale będzie lepiej, jeżeli nie będziesz opuszczał szkoły i pracy. Poza tym od jutra będę musiał zdawać raporty z wyprawy, a to jest kurewsko upierdliwe i ciągnie się bez końca... Jeżeli nie masz nic przeciwko, to możemy spotykać się po moim wypisaniu ze szpitala. Zawsze pozostaje nam do tego czasu telefon, nie?
- Mhm... - Czułem się taki przybity. Nie brałem pod uwagę, że może być zajęty nawet w szpitalu...
- Nie bój żaby, przecież nie umrę tutaj. - Podszedł do mnie i poczochrał włosy w chaotycznym nieładzie. Nawet nie chciało mi się ich poprawiać.

  Zrozumiałem, że czas się pożegnać. Przygarnąłem go do siebie i trzymałem w mocnym uścisku. Odwzajemnił gest poklepując przyjacielsko po plecach i spojrzał mi w twarz.
- Cieszę się, że przyszedłeś do mnie. Bałem się trochę, jak zareagujesz na tak długą rozłąkę. Ale widzę, że nie było czego pietrać. - Uśmiechnął się lakonicznie.
- Taaa. Wracaj szybko do zdrowia. - Mój uśmiech był raczej z tych przygnębiających... - Będę na ciebie czekać, Levi... - 
Pochyliłem się i pocałowałem delikatnie. Spojrzałem przez ramię na niego ostatni raz i wyszedłem na korytarz. W oddali usłyszałem zawodzenie pielęgniarki, ale za specjalnie mnie to nie interesowało.

  Po powrocie do domu klapnąłem na łóżko i napisałem sms-a do Jeana, że spotkałem się z Levi'em, że leży w szpitalu i jak musiał mieć pewnie ciężko na misji. Odpisał szybko, jak na niego. "To dobrze. Cieszę się, że się wyjaśniło. Już miałem w planach załatwić ci na zastępstwo towarzystwo Connie'go - on to nawet nigdy dziewczyny nie całował, to byś go trochę podszkolił dla odstresowania ;P". Parszywy jak zawsze... Ale chyba za to go lubię. Pomiędzy tymi kąśliwymi uwagami widać jak musiał się przejmować moją sytuacją.

  Jutro sobota, więc mam długą zmianę... eh... weekendy... Oby Hannes mnie nie zamęczył robotą...  W każdym razie będę czekać. To tylko tydzień. Mam przeczucie, że po jego powrocie znowu moje życie nabierze rozpędu. Obecnie nie mam nic lepszego do roboty niż pouczyć się do tej cholernej poprawki z botaniki... Może Sasha mi wyjaśni o co w tym chodzi? Mam jeszcze trochę kotletów z wczoraj to może się jakoś zgodzi?

Koniec części 4.

Ciąg dalszy nastąpi...

2 komentarze:

Shiro Writer pisze...

W-Wow! Jest opowiadanie! Po tak długiej przerwie! Strasznie się cieszę! Akcja jest, że tak powiem, wciągająca :333
Bardzo ciekawi mnie to, co konkretnie stało się Leviemu w plecki ;^; Ueh, jak on mógł na tak długo zostawić Erena? Całe szczęście, że tamten o nim pamiętał. ahhh i to wyznanie miłości... cud, miód i orzeszki :D
Jejciu, naprawdę jestem bardzo zadowolona, że wróciłaś :DD Mam nadzieję, że następny rozdział ukaże się jak najszybciej, bo ciągle mi małooooo <3 :)
Pozdrawiam cieplutko i ściskam mocno! :D

tereska pisze...

No w koncu troche ruszylam dupe i cos napisalam ;D 2 dni to pisalam;ppp ogolnie to plan jest na nastepny rozdzial, hmm w sumie to nawet i na dwa :) Jeden z nich to juz w lutym mialam nakreslony w glowie, pozostalo to jedynie klawiszami urzeczywistnic;pp W kolejnych odslonach myslalam nad wprowadzeniem kolejnych postaci, niektorych drugoplanowych, a moze i kogos kto pokrzyzuje plany naszych golabeczkow?;pp who knows ;)
Moze i dzisiaj zaczne juz cos nakreslac wstepnie :)
Trzymaj za mnie kciuki bym szybko sie realizowala i wytrwala w moim postanowieniu ;D
Dzieki za wsparcie ;)))