niedziela, 8 lutego 2015

Z pamiętników młodego sprzedawcy, cz. 1: Dzień, w którym go poznałem

  Drogi pamiętniku, 
jest to mój pierwszy wpis, więc mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracowało. Dlaczego zacząłem pisać? Sam się trochę nad tym zastanawiam. No, dobra... nie będę ściemniać... Dzisiaj wydarzyła się tak niezwykła rzecz, że postanowiłem dać upust moim myślom. Wypadło na ciebie, pamiętniczku.

Hhmm... Może na wstępie powinienem opisać pokrótce swoją osobę (status do niedawna aktualny)

Imię: Eren.
----------------------
Nazwisko: Jeager.
----------------------
Wiek: 16.
----------------------
Urodziny: 30 marca.
---------------------- 
Wzrost: 170 cm.
---------------------- 
Waga: 63 kg ( tak +/-).
---------------------- 
Kolor oczu: zielone (niektórzy uważają, że szmaragdowe).
---------------------- 
Kolor włosów: Brązowe/ czekoladowe.
---------------------- 
Charakter: Raczej wybuchowy, wiem czego chcę, lubię postawić na swoim, jak trzeba to poleceń też słucham.
----------------------
Rodzice: Matka nie żyje w wyniku tragedii związanej z zamieszkami w mieście (byłem wtedy mały, ale do tej pory pamiętam jak zginęła...); ojciec gdzieś przepadł parę lat temu, nie wiadomo czy ma się dobrze, albo czy jeszcze żyje. Nic o nim teraz nie wiem, nie mam z nim żadnego kontaktu.
----------------------
Rodzeństwo: Mam przyszywaną siostrę azjatyckiego pochodzenia. Ma na imię Mikasa. Kocham ją jak brat siostrę, jednak ona ma jakąś wypaczoną obsesję na moim punkcie... Mieszkamy razem w jednym domu.
---------------------- 
Przyjaciele: Trochę ich mam, jednak do najbliższych zaliczyłbym Armina, Jeana (skurczybyk czasami doprowadza mnie do szału, ale cóż...), Connie'go i Sashę. Wszyscy są w moim wieku, więc jest mi raźniej w gronie swoich. Znajomych mógłbym też wyliczać, ale i po co?
---------------------- 
Wrogowie: Czasami mam ochotę wpisać tutaj Jeana na pierwsze miejsce za te jego pyskówki i chore gadki... A tak na serio to organizacja, przez którą między innymi zginęła moja mama... Nazywani potocznie tytanami... Nienawidzę ich z całego serca... 
---------------------- 
Dziewczyna: Niestety brak... nigdy nie byłem w związku, ani nawet nie całowałem się... Prawiczek, lvl 150...!! Jest kilka dziewczyn, które podobają mi się, np. Christa - śliczna, mądra, dobra, jednak ona jest dziwnie zainteresowana zbuntowaną pieguską, Ymir... Póki co bez zmian na tej płaszczyźnie.
---------------------- 
Miejsce zamieszkania: Przeciętnej wielkości miasto, z dużą ilością atrakcji jakie może oferować dobrze rozwinięta infrastruktura. Mieszkam w domu, gdzie wynajmuję mieszkanko jednopokojowe z własnym wejściem. Mikasa i pozostali mieszkają w sąsiednich lokalach. Mogę sobie pozwolić na odrobinę prywatności ze względu na oszczędności po ojcu (z zawodu lekarz, więc przez te wszystkie lata dorobił się niezłej sumki). Dostaję też rentę po śmierci matki.
----------------------
Praca: Moja kariera zawodowa jest dosyć krótka, ze względu na to, że dopiero tydzień temu  skończyłem 16 lat (bez tego nie pozwalają wcześniej pracować). Pracuję w salonie oferującym książki, muzykę, filmy, itp. Takie miejsce, gdzie człowiek idzie pogodzić się z kulturą. Mamy też sekcję wypożyczalni DVD z różnego rodzaju filmami i innymi materiałami. Do tego miejsca jest oddzielne wejście. I tak się składa, że tam pracuję - w wypożyczalni filmów.
---------------------- 
Hobby: Naśmiewanie się z Jeana, nauka różnych technik walk z tymi potworami - tytanami.

  Uhh... Trochę dużo o sobie napisałem... a miało być pokrótce! W każdym razie chyba będzie to wystarczająca ilość informacji na start. Tak się zastanawiam od czego by tu zacząć... Chyba z grubsza będzie trzeba opisać miniony dzień.

  Jak dobrze wiesz pamiętniczku, od niedawna jestem pracownikiem wypożyczalni DVD. Ehh... nie czuję się tam jeszcze zbyt komfortowo, jednak wspiera mnie Hannes - facet, z którym znam się od wielu lat. Pewnie jeszcze pamięta mnie jako małego brzdąca. Znał też całkiem dobrze moją matkę (w dniu zamieszek starał się ją uratować, jednak przeciwnik okazał się zbyt silny...). Był w tamtych chwilach dla mnie jak drugi ojciec. Będąc kierownikiem działu załatwił mi posadę sprzedawcy - kasjera, gdzie po szkole mogę sobie dorabiać. Dzięki niemu nie muszę martwić się o topniejące zasoby pieniężne po ojcu. Ogólnie to poczciwy gość z niego, chociaż czasem za dużo pije wódy po robocie, ble...

  Jak na złość jeden z moich kumpli/ wrogów - Jean - też niedawno zaczął pracę w firmie, jednak on dostał się jako opiekun działu "prasa, magazyny, komiksy". Co gorsza, jego dział będąc na skraju głównego salonu, jest jakby po sąsiedzku przyłączony do mojego i nierzadko muszę słuchać jego stękań... Ogólnie to bardzo lubię Jeana, jednakże mamy taką "swoją" relację i na okrągło sobie dogadujemy. W sumie to jest nawet zabawnie sobie dogryzać. Często umawiamy się po robocie na jakieś śmieciowe żarcie na mieście (trochę śmiesznie to brzmi, skoro pracuję dopiero tydzień -_-').

  To co wydarzyło się dzisiaj, było czymś niezwykłym. Nie wiem jak się mam do tego odnieść. Dzień w pracy zaczął się jak zwykle leniwie. Trochę powygłupiałem się z Jeanem czytając na jego dziale jakieś sprośne mangi. Później musiałem wracać do siebie na dział, bo dużo klientów zaczęło przychodzić. Po kilku godzinach maratonu miałem już dosyć, jednak kiedy ruch zmalał do zera postanowiłem  poodkładać oddane DVD na ich miejsce i zacząć później wypełnić raport dniowy..

  Byłem na dziale z filmami Si-Fi i szukałem strefy z serią "Terminatora", kiedy znikąd stanął koło mnie ON. Co prawda niższy ode mnie tak z 10 cm, ale jak on wyglądał - elegancki, z zimnym, nieprzeniknionym spojrzeniem, skupiony na szukaniu jakiegoś tytułu. Ubrany był w czarną koszulę, ciemnoszare, dopasowane do sylwetki spodnie w kant i gustowne, czarne buty (lśniły się jakby miały brać udział w jakimś konkursie). Przez ramię miał przełożoną w kolorze spodni marynarkę i małą, chyba skórzaną, czarną aktówkę. Dopiero później spostrzegłem jakie miał włosy - kruczoczarne, od połowy ucha, aż do karku mocno wycieniowane (lub prawie wygolone, ciężko stwierdzić), natomiast reszta fantazyjnie wycieniowana w jednej linii z grzywką tej samej długości.

  Gapiłem się na niego jak zaczarowany. I pewnie gapiłbym się dalej, gdyby nie jego przyłapujące mnie spojrzenie. Zrobiło mi się strasznie głupio i pewnie wyglądałem jak jakiś pomidor... Jego oczy były szaroniebieskie, za to spojrzenie chyba by zabiło umarłego po raz drugi... Znudzone, przenikliwe, zmęczone czymś, bez żadnych konkretnych emocji. Jakby wyprane ze wszystkiego co może posiadać człowiek. Bałem się, ale jednocześnie coś mnie zaczęło kłuć w piersi z jakiejś głupiej, nieopisanej fascynacji tym człowiekiem.

  Z lekko drżącymi rękoma wróciłem do swoich obowiązków, jednak ten facet nadal przyglądał mi się z ukosa co jakiś czas. Gdy już miałem się zawijać do stosu oddanych płyt pod ladą, stało się coś dziwnego. Facet odwrócił się całym tułowiem w moją stronę i spojrzał się z lekkim zainteresowaniem na twarzy. Nie wiedziałem co mam zrobić, więc tylko wydukałem - Czy w czymś m-mogę pomóc...?-  
On z kolei nic nie mówił tylko patrzył się na mnie. Po niekończącej się, niezręcznej chwili (!) w końcu się odezwał.
- Nigdy ciebie tutaj nie widziałem. Od niedawna tutaj pracujesz? - Przytaknąłem mu krótkim "tak" i dalej się zastanawiałem jak z tego miałbym wybrnąć. Coraz głupiej mi było stojąc w tak zawstydzającej sytuacji...! Niespodziewanie tajemniczy facet znowu zabrał głos. 
- Rozumiem. Przychodzę tutaj zwykle raz w tygodniu, więc mnie zdziwiło pojawienie się nowego pracownika. - Tak jakby to było wydarzenie roku... Facet jednak dalej kontynuował - Zdajesz się niezbyt wiedzieć o swojej pracy, chłopcze. Dlaczego tutaj się zatrudniłeś? -
- Potrzebuję pieniędzy, proszę pana. Sam muszę zarobić na swoje utrzymanie.- Szybko mu odpowiedziałem.
- Mama i tata nie chcą ci płacić kieszonkowego? Tacy gnoje zwykle myślą, że jak złapią się pierwszej lepszej pracy to są nie wiadomo kim. Raczej mało ambitne z twojej strony, chłopczyku. - Zwykle jestem dosyć spokojny i opanowany wobec klientów, ale facet wtedy wkurwił mnie na maksa! Złapałem go za tę ładnie wyprasowaną koszulę i rzuciłem nim o regał z płytami. Parę egzemplarzy z hukiem poleciało na podłogę.
- Moja matka została zamordowana dawno temu, a ojciec zaginął i nie mam wyjścia! Ta praca może nie jest marzeniem, ale jest jednym z wielu kroków jakie chcę podjąć, by w przyszłości powybijać zawszonych tytanów!- Nie wytrzymałem... Myślałem tylko o tym, by wygarnąć mu jak bardzo się myli co do mojej osoby. Wtedy niespodziewanie facet złapał mnie za rękę i tak szybko przewalił na podłogę, że nie wiedziałem co się działo w tamtej chwili. 

  Przygwoździł mnie koncertowo, trzeba mu to przyznać. Ja leżałem na plecach z rękami przyciśniętymi jego własnymi w cholernie mocnym uścisku. Siedział na mnie okrakiem i przyglądał się tym beznamiętnym wzrokiem, który zauważyłem wcześniej. Przybliżył się tak blisko swoją twarzą do mojej, że zacząłem się zastanawiać czy mnie nie opluje, albo co innego. Za to skierował się bliżej mojego ucha i mówił dosyć ściszonym głosem.
- Trochę szacunku do starszych, gówniarzu. Myślisz, że się wystraszę takiego smarka jak ty? Jeżeli jesteś kompletną kupą gówna, to proszę bardzo, atakuj mnie dalej. Nie będę z tym polemizować. Jednak dlaczego zależy ci na zabijaniu tytanów? Ci goście są pomyleni i nie wahają się załatwić każdego kto stanie im na drodze. Jesteś młody, więc skąd przyszedł ci do głowy tak szatański pomysł na własną śmierć? Może i jesteś kompletnym zerem, jednak mam poszanowanie dla każdego, nawet nic nie znaczącego życia. Więc? - 

  Kompletnie mnie zatkało. Wiedziałem, że wkopałem się w ostre gówno zadzierając z klientem, a już na pewno z tym gościem, ale zaskoczył mnie pytaniami o tytanach... Dlaczego miałoby mu na mnie zależeć? Zdecydowałem się odpowiedzieć po chwili wahania.
- Tytani zamordowali mi matkę na moich oczach jak byłem dzieciakiem... Akurat kiedy wracałem z przyjaciółmi do domu, trafiłem w sam środek piekła... Mieszkałem wtedy w innym mieście, przy samej granicy kraju. Wszyscy, którzy przeżyli zostali przeniesieni w te rejony. Ojca odnalazłem po przeniesieniu, jednak ze trzy lata temu nagle zniknął, zero kontaktu. Nie wiem nawet, czy jeszcze żyje, nic o nim nie wiem... Dlatego postanowiłem - będę w spec-armii zajmującej się eksterminacją tytanów...! Pomszczę moją matkę, pomszczę wszystkich zabitych tego dnia jak i tych z wcześniejszych rzezi...!! Nienawidzę ich z całego serca! Najchętniej bym im żywcem serca powyrywał...! - Tak. Wtedy mnie poniosło, jak diabli. Straciłem kontrolę nad sobą i czułem się jak w jakimś amoku mordu. Facet zaskoczył mnie po raz kolejny i spokojnie powiedział to.
- Rozumiem. I przepraszam cię za moje wcześniejsze zachowanie. Masz pełne prawo, aby tak się czuć. Jednak nie zmienia to faktu, że jesteś żółtodziobem i realnie nie zdziałałbyś nic przeciwko nim. Straciłbyś jedynie życie, które tak chciała ochronić twoja matka. Jeżeli chcesz stać się silny to musisz być cierpliwy. Musisz trenować i doskonalić swoje zmysły. Ile masz lat? - Odpowiedziałem mu zgodnie z prawdą. On jednak zdawał się być nieco zawiedziony.
- Za mało by starać się o przydział szkoleniowy do spec-armii, chłopcze. Bez ukończenia 18 lat nie masz o czym marzyć, by tam się dostać. Jednak nieco zmieniłeś moją opinię o sobie. Gówno wiesz o zabijaniu, jednak widać, że masz do tego serce i niesamowite pokłady ducha walki. To dobrze rokuje. Widzisz, tak się składa, że znam jednego gościa co dla nich pracuje, więc wiem co mówię. - Facet tak urósł w moich oczach, że ciężko to nawet opisać. Czułem rosnącą między nami więź porozumienia. Facet jednak nadal nie schodził ze mnie. Niepewnie upomniałem się o to. 
- Eeee... ja również przepraszam pana za moje uniesienie... jednak czy byśmy mogli porozmawiać o tym w pozycji pionowej...? - Facet dalej nic. Trochę spanikowałem, ale w końcu ruszył się i mogłem się od niego uwolnić. 

  Tak mi się przynajmniej wydawało i to przez krótką chwilę... Pchnął mnie do najdalszego końca działu z telenowelami z lat '70-ych, tam gdzie nikt nie zagląda. Byłem tak zaskoczony, że dałem się tam zaciągnąć jak stary wór kartofli. Stanął na przeciw mnie łapiąc za ramiona. Spytał jedynie jak mam na imię. Kiedy odpowiedziałem, usłyszałem od niego to.
- Eren. Tak ci na imię, co...? Mów mi Levi. Nie cierpię jak ktoś mnie nazywa panem. Kojarzy mi się to ze starym parchem, a ja nie czuję się i nie wyglądam chyba tak gówniano, nie sądzisz? Mniejsza z tym. Tak teraz sobie myślę, że wypożyczalnia oferuje nie tylko ciekawe pozycje filmowe, ale też  atrakcyjną kadrę. W dosłownym tego słowa znaczeniu, Eren.... -

  Świat zawirował mi przed oczami. Nie tylko po tym co usłyszałem, ale i co przeżyłem. Levi, jak siebie przedstawił, bez żadnego uprzedzenia rzucił się na mnie. I to dosłownie! Nigdy nie wiedziałem jak to jest, aż do dzisiaj... Pocałował mnie! Z taką żarliwością, że zamiast się wściekać na to jak facet mnie seksualnie wykorzystuje, mało nie padłem z wrażenia! To było niesamowite, gorące, dzikie, prawdziwe... Mimo jego małego wzrostu zdawał się być wyższy ode mnie. W piersi wszystko skakało, kiedy tak pieścił moje usta z niespotykaną pasją i przekonaniem o słuszności czynu...

  Oszołomiony stałem jak wryty. Pewnie stwierdził, że wyglądam jak ostatni debil, bo spojrzał się na mnie (bardzo blisko, dla jasności) i odezwał spokojnym głosem.
- Nie myśl sobie, że zadrwiłem z ciebie. Byłem cholernie poważny, jak rzadko kiedy. A kiedy jestem poważny to decyduję się na to w stu procentach. Dlatego nie zrozum mnie źle, Eren. Wiedz, że widziałem jak się na mnie patrzysz, jak pożerasz wzrokiem wszystkie detale. Czułem to tak jakbyś bez otwierania ust szeptał mi do ucha "Wyglądasz jak milion dollarów, pieprzmy się, tu i teraz!". - Po takich słowach chybaby każdemu szczena opadła do podłogi. Byłem wkurzony nie na niego, a na siebie, że był w stanie tyle o mnie się dowiedzieć po paru minutach stania w pobliżu. Poza tym, do cholery, na serio miałem taki wyraz twarzy, że chciałbym się z nim pieprzyć?! 

  Widać, Levi jak zwykle wyłapał moją konsternację i kontynuował swój wywód.
- Jesteś jak otwarta księga, Eren. Widzę to aż za dobrze. Oczy mnie kurewsko bolą jak krzyczysz swoim spojrzeniem "Co się tutaj dzieje? Czy on mnie pocałował?! Nie wiem, co o tym myśleć...". Ciekaw jestem jak to jest z twoimi doświadczeniami odnośnie facetów. Patrząc po tobie wnioskuję, że żadne.Ale też nie jesteś wkurwiony tym, co teraz między nami było. Mimo twoich braków warsztatowych w całowaniu, było całkiem miło. - Facet to wiedział jak człowieka jednocześnie zdołować i dodawać mu otuchy...

  Miał rację. We wszystkim co powiedział... Nic nie wiem o związkach, ani o całowaniu... Jednakże było niesamowicie... Powinienem się wściekać o zaloty ze strony faceta i dążyć do związku z jakąś dziewczyną... Wtedy tego nie ogarniałem, ale jak teraz sobie pomyślę to mi dobrze było w tamtej sytuacji i nie czułem się zgwałcony ustami.

  W każdym razie staliśmy w tym ciemnym kącie z dobre pięć minut, kiedy napadło mnie coś. Przez patrzenie na jego niby niewzruszoną twarz dało się wyczuć te zwierzęce pożądanie. W tamtej chwili uświadomiłem sobie, że czuję zapach jego perfum - pięknych, zmysłowych, zapraszających i jednocześnie ostrych i zdecydowanych. Nie wiem jakie one były, ale wtedy wiedziałem co innego. 

  Nie myśląc wiele dotknąłem kciukiem jego dolną wargę i lekko pociągnąłem w dół. Jego oczy zdawały się być nieco zaskoczone obrotem sytuacji. Wyczułem to, tak jak on wyczuwał mnie. Przechyliłem głowę ku niemu i delikatnie pocałowałem. Odwzajemnił dodając do tego trochę więcej zdecydowania. No i w tamtym momencie świat znowu mi zawirował - złapałem go w talii i objąłem zacieśniając nasze usta. Tempo było coraz śmielsze, w końcu wręcz szaleńcze. Wprosił się swoim zwinnym językiem poza wcześniej ustalone granice i znalazł mój. Instynktownie zacząłem nim ruszać w rytm jego ruchów i było... WOW!! Było kurewsko zajebiście!! 

  Rozpływałem się w tym wszystkim jak opętany, który doznaje błogosławieństwa. Jednak to się musiało w końcu skończyć. Kiedy poczułem jak mi staje i ociera się o jego wielkiego, twardego penisa... Przeraziłem się nie na żarty. Szarpnąłem nim do tyłu i zbaraniałem. Dotarło do mnie, że to wszystko jest nagrywane, jednak jak dobrze pamiętam, akurat w tym miejscu jest czarny punkt i kamery nie są w stanie dotrzeć swoimi szpiegowskimi spojrzeniami. Ręce trzęsły mi się jak jakiemuś gościowi po prochach. Levi wyłapał to i spuścił z tonu. Odszedł ode mnie na jeden krok wstecz i oznajmił - Jesteś jak bestia w klatce. Niby taki nijaki, ale jak się na trochę pozwoli, to szalejesz. Podoba mi się to... Eren... Fakt, może ciut przesadziliśmy z ekspresją, jednak nie możesz zaprzeczyć, że dobrze ci z tym było. - Miał sukinsyn rację... Wystarczyło spojrzeć na mojego kutasa, by dać osąd w tej sprawie...

  Podniósł aktówkę z ziemi i wygrzebał z niej jakąś karteczkę. Jak się niebawem okazało, była to wizytówka z jego namiarami. Strzepał brud z marynarki i uśmiechnął się do mnie nieznacznie. Wziął z regału płytę z filmem i pokazał gestem, bym podszedł do lady i mu policzył za wypożyczenie. Dopiero na kasie zorientowałem się, że bierze film o gejach pt. "Kocham cię, Phillipie Morris" (!). Trochę mnie zatkało... Jego wyczucie chwili było powalające... Zapłacił za płytę, oddałem mu kartę stałego klienta. Jednak zamiast ją odebrać, złapał mnie delikatnie za rękę i nieznacznie przyciągnął do siebie. Spojrzał mi prosto w oczy i zaczął szeptać (między innymi, dlatego że klienci zaczęli się pojawiać na dziale) - Będziesz tu jutro, Eren? - Przytaknąłem mu po cichu. - O której będziesz kończyć swoją zmianę? - Zdębiałem. Zrozumiałem, że zamierzał umówić się ze mną na... randkę!! Nigdy na żadnej nie byłem, a już na pewno nie z facetem i to w dodatku dużo starszym ode mnie! (Wyglądał na ok. 34 lata)

  Podałem mu godzinę kiedy kończę, natomiast on ścisnął lekko moją rękę i dodał na odchodne - Do zobaczenia, Eren. Zapisz sobie mój numer w telefonie, przyda ci się. - I tyle go widziałem... Reszta dnia minęła jak zawsze - ludzie przewijali się o stałych porach, oddane pozycję wracały na swoje miejsce. Jean coś złośliwego dodawał z oddali, ja z kolei stałem jak słup soli. Nie chciało mi się jemu nawet odpowiadać. W piersi bolało strasznie...

  Dlatego widzisz, pamiętniczku - nie mogłem się powstrzymać, by gdzieś to wszystko ulokować! Cały dygoczę, co to będzie jutro. Czy przyjdzie? Zdąży obejrzeć film i go oddać, czy przyjdzie bez powodu? Co będzie się działo po zakończeniu mojej zmiany...? Zaprosi mnie gdzieś? Na jakiś spacer, czy do siebie...? Boję się tego wszystkiego! Nigdy nie uprawiałem seksu, nie wiem co się robi z facetami w trakcie stosunku, czy to boli? Aahhh...!! Za duży mętlik w głowie... Tak na wszelki wypadek przeglądam teraz w necie różne fora i poradniki, co robić w pewnych sytuacjach. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że przejmuję się nim jakby miał mi się podobać...! Całowałem go, to chyba tak jest... ale faceta kompletnie nie znam, całowałem się z kompletnie obcym gościem!! 

  Pamiętniczku, co mam robić...? Mikasy nawet nie będę pytał, bo nie wiadomo co z tego może wyjść - jeszcze potnie go na mielone, nie daj Boże... Connie też nigdy nie miał dziewczyny, Sasha z kolei mysli tylko o żarciu, natomiast Jean... Nawet nie wiem, czy jego życie towarzysko- seksualne w jakikolwiek sposób funkcjonuje! Chyba tylko on mi zostaje, ehh...

  Kończę ten wpis pełen obaw. Boję się jutra bardziej od rozmowy o pracę... Nie wiem czego się po nim spodziewać... Levi... Facet pełen zagadek i sprzeczności... Liczę na jakiś mało drastyczny happy end, zupełnie jak z tych romansideł, które wypożyczam klientom...

Koniec części 1.

Brak komentarzy: