środa, 25 listopada 2015

Z pamiętników młodego sprzedawcy cz. 4: Moje kolejne pierwsze razy - szpitalne uniesienia

  Po dłuższej przerwie znowu przysiadłem do Ciebie, pamiętniczku. Mamy teraz za oknem jesień w pełni. Jak to październik- zimno rano, zimno wieczorem. Póki co poranne słońce jest jeszcze dosyć intensywne jak na tę porę roku. 

  Pracuję w wypożyczalni już 2 miesiące i jak na razie Hannes jeszcze nie wywalił mnie z pracy. Chyba to dobry znak... może nie jestem aż tak beznadziejny, jak mi się wydawało... Wyrobiłem się jako sprzedawca i praca idzie mi dużo sprawniej (nie upuszczam już płyt :P). Jean'a też nadal trzymają, mimo jego nadludzkiego nicnieróbstwa, tak więc nadal mam pod ręką stare towarzystwo w pracy.

  Co do mojej relacji z Levi'em... Od ostatniego wpisu spotkaliśmy się może ze trzy razy. W dodatku żadne z tych spotkań nie miało pikantnego charakteru...!! T___T Wszystko przez to, że musiał wyjechać na długą misję ze swoją ekipą na tereny podległe tytanom. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że przez ten czas nie dostałem ani jednego telefonu, czy sms-a... Nie wiem nawet czy w ogóle jeszcze żyje, czy nie jest kaleką...?! Martwię się jak cholera, nie mam kompletnie pojęcia w jak dużym niebezpieczeństwie może być... Nikt nie daje nawet strzępka informacji, czy z nim wszystko w porządku... Jean pociesza, ale co mi po tym...?


EDIT:

  Niemożliwe!!! T____T Jest!! Wrócił...!!! T____T tak się cieszę....!!!! Beczę już chyba z trzecią godzinę... Dostałem od niego sms-a... po tak długim czasie...!! Od poprzedniego wpisu minął kolejny miesiąc. Chyba muszę to jakoś wszystko sprostować.

  Żyje i ma się całkiem dobrze. Zmartwił mnie okropnie wysyłając kolejną wiadomość, że leży w szpitalu. Doznał skomplikowanego skręcenia stawu skokowego pomagając swojej podwładnej w ucieczce w trakcie strzelaniny i jest uziemiony na jakiś czas.

  Wymusiłem na nim informację, w którym szpitalu go znajdę i pobiegłem jak oparzony. Pieprzyć lekcje. I tak miałem pisać poprawkę z botaniki (niby jakim cudem miałoby to coś dać w walce z tytanami...??!),więc wybór był oczywisty. Po spytaniu kilku pielęgniarek trafiłem w końcu do niego... Bez namysłu rzuciłem mu się na szyję i mocząc ramię łzami, zawodziłem jego imię na przemian z "tak się cieszę, że żyjesz...". Lekko dotknął mojej głowy i szepnął do ucha, że nie jesteśmy sami, chyba że mi to nie przeszkadza. Wyskoczyłem jak z procy. Cały czerwony zacząłem się gorączkowo rozglądać i doliczyłem się dwójki ludzi - wysokiego blondyna z orlim nosem i spojrzeniem jak brzytwa oraz dosyć drobnej szatynki z okularami na nosie. Co ciekawe zdawała się ciągle z czegoś cieszyć... Levi nie tracąc czasu przeszedł od razu do rzeczy.
- To jest Eren. - Machnął niedbale ręką w moją stronę. - Wspominałem wam czasem o nim. Może i nie wygląda na koksa, ale ma duże poczucie sprawiedliwości i jaja by paplać ciągle, że już w tak młodym wieku da radę powybijać wszystkich tytanów... Nawet jeżeli pływają w basenie amunicji...
- Ah, pamiętam. Faktycznie co nieco opowiadałeś o chłopaku z dużym ego i ambicjami godnymi bogów. Ha, ha! Dobry z ciebie chojrak, Even. - Ta kobieta zdaje się działać mi coraz bardziej na nerwy...
- Witam, Eren. Jestem Erwin Smith. Dowodzę jednostką eksploracyjną spec- służb do spraw walki z tytanami. Cieszy mnie to, że tak poważnie podchodzisz do obrony ojczyzny i niewinnych obywateli. Oby było więcej takich zdeterminowanych ludzi jak ty.
- Dzi-  dziękuję, panu... - Wydukałem.- Jestem zaszczycony, że ktoś tak niesamowity jak pan, chce zamienić ze mną kilka słów...- Był na serio super... Pełen dumy, że może służyć ku chwale narodu... Do tego taki władczy i pewny swoich ideałów...
- Ta pyskata okularnica, która się nie przedstawiła to Hange Zoe. W pewnym sensie jest ze mną na tym samym poziomie w hierarchii spec- słóżb i potencjalnie jest następcą Erwina.
- Miło cię poznać, Evenie - chłopcze z duchową krzepą!!
Zacząłem wyczuwać aluzję, że Levi jej delikatnie mówiąc nie cierpi i chyba słusznie... Po wymianie kilku kąśliwych wymian zdań, Hange i Ervin wyszli z sali mając do załatwienia inne służbowe sprawy.

  Zostaliśmy tylko my dwoje. Serce waliło mi mocno. Znowu zacząłem beczeć, tym razem bez żadnych zahamować... Musiałem to z siebie wydusić...
  
  Rzuciłem się po raz kolejny w jego ramiona i kontynuowałem swoje żale. Pomiędzy smarkami lecącymi po brodzie, mamrotałem jak się cholernie bałem, czy go jeszcze kiedykolwiek zobaczę... Paplałem bez sensu wszystko co mi przyszło do głowy. Jak się trochę uspokoiłem, to zauważyłem, że jedynie ja byłem wylewny. On tylko siedział na łóżku, gładził mnie po głowie i wpatrywał się gdzieś przed siebie. Nie potrafiłem przerwać tej niezręcznej ciszy.

W końcu po długim czasie spojrzał na mnie i przytulił mocno do siebie. Szeptał mi we włosy. - Przepraszam, że musiałeś się zamartwiać.... Żeby przejmować się takim starym dziadem jak ja...- Po tym głos mu się załamał i poczułem na głowie kilka mokrych kropli... Szlochał ledwo słyszalnie.  Dałem mu trochę czasu, by doszedł do siebie. Dopiero wtedy poczułem, że mogę mu spojrzeć w twarz bez niszczenia jego wizerunku macho. Powieki miał spuchnięte i czerwone, oczy zmęczone i jak zwykle bez większej ekspresji.

  Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Nie wiem ile, nie obchodziło mnie to. Liczył się tylko on. Wziąłem głęboki oddech i pozwoliłem słowom potoczyć się samoistnie z moich ust.
- Levi... 
- Tak?
- Nie smuć się...
- Nie smucę. Czasem tak bywa, że facet musi gdzieś znaleźć ujście na te nagromadzone w sobie zło, pozwolić temu odejść... Patrzenie jak towarzysze, przyjaciele giną na twoich oczach jest... jest straszne... Robisz co możesz, by ich ocalić przed tym wszystkim, ale nawet oddając duszę diabłu nie podołasz temu... Eren... to jest wojna... musisz...
- Wiem co muszę. Domyślam się co widziałeś. Również tego doświadczyłem. W wieku kilku lat... Byłem totalnym gówniarzem wtedy... Widziałem jak mordują moją matkę z zimną krwią, jak moi bliscy padają jeden po drugim... Wiem, jak to jest... Dlatego od tamtych wydarzeń jestem w 100% pewien co powinienem zrobić. Proszę cię o jedno... Wytrzymaj... wytrzymaj do mojego wstąpienia do spec- służb. Kiedy za półtora roku osiągnę ten cholerny wiek, to przyrzekam ci na moją zmarłą matkę, że ochronię cię za wszelką cenę. Będę szedł po ich obrzydliwych trupach do celu jaki sobie wyznaczyłem! Zabiję tych skurwysynów, co do jednego...!
- Piękne marzenie... choć takie nierzeczywiste...
- Jak zwykle cyniczny...
- W każdym razie... dziękuję... za tę obietnicę... dużo to dla mnie znaczy...
- Wiem... nie zostawię cię, choćby nie wiem co... nawet jakby to miało kosztować moje własne życie...!
- Eren... nie mów tak...
- Nie mogę inaczej... nie mogę... bo... bo cię kocham, idioto... nie mam na to innego wyjaśnienia...
[I w tym momencie uświadomiłem sobie co zrobiłem!! Jak sobie w kółko przypominam to strzelam co chwila mega pomidora ze wstydu...!! >.< Ahhhh!!!]
Oczywiście zapanowała grobowa cisza. Mi akurat było blisko do tych grobów, bo chciałem się zapaść co najmniej 20 metrów pod ziemią!!! Schowałem głowę pod kołdrę i za nic na świecie nie chciałem sprawdzać jego reakcji...!!! Taki wstyd...!! 

  Zamiast kpin i nie wiadomo czego, usłyszałem jego spokojny głos.
- Nie wiem co powiedzieć... Może tak tylko ci się zdaje? Rzadko kiedy się widywaliśmy, kontakt też nie był regularny.
- Nie wierzysz w moje słowa...?! Właśnie dokonałem najbardziej żenującej rzeczy na świecie, przyznając się drugiemu facetowi do tego, że myślę o nim 24/7, w trakcie snu i  nawet kiedy chodzę do kibla się wysrać, a ty mi mówisz, że może mi się tak tylko zdaje...?! 
- Ehh?? Aż tak...??
- Nawet jeszcze bardziej!! - czułem jak mi już łzy napływały do oczu. - Nawet jak walę konia z tęsknoty za tobą to sobie wyobrażam, że moja ręka jest twoją i momentalnie dochodzę bryzgając wszystko wokoło... i tak codziennie... Nie wiesz jak to jest pragnąć kogoś i nie mieć od tej osoby nawet śladu znaku życia... Umierałem wegetując tutaj bez jakiejkolwiek iskierki nadziei....!!-
Objął mnie mocno i ujął głowę dłonią. Trzymał jakbym był jakąś wygraną w totka.

  Z początku się wkurzałem dlaczego mnie tak trzyma, ale szybko umilkłem. Rozluźniłem ciało i odwzajemniłem uścisk.
- Dziękuję...- Wyszeptał. - nikt nigdy nie wyznał mi tak dobitnie swoich uczuć... nawet tak idiotycznych, że jest zakochany srając jednocześnie...-
Zaśmialiśmy się oboje z tego tekstu. Jak teraz nad tym myślę, to faktycznie brzmiało to debilnie i mało romantycznie (faceci nie potrzebują żadnego gównianego romantyzmu! >;P). To rozwiało wszelkie wątpliwości co do moich intencji wobec niego. A niech tylko powie, że udaję....!!

  Opadł na łóżko od niechcenia. Zapadła cisza. Nie tracąc czasu zanurzyłem ręce pod kołdrę i dogrzebałem się do jego ud.  Pieściłem i całowałem je na przemian. Szybko poczułem coraz bardziej napinające się spodnie w okolicach krocza. Cholernie mnie to podnieciło... Bez zastanowienia ściągnąłem dół piżamy i jęknął zaskoczony. Nic nie widziałem, bo przecież głowę miałem dalej pod kołdrą.

  Po krótkich poszukiwaniach znalazłem jego naprężonego fiuta. Był gruby, gorący i uroczo pulsujący... Twardy i jednocześnie taki jedwabiście delikatny.... Oh...!! Dopadłem go ustami zatapiając się bez żadnych wstępnych gierek. Nurkowałem głęboko i wyczyniałem cuda językiem liżąc od podstawy, aż po sam czubek. Ręką dbałem natomiast o to, by mi przypadkiem nie uciekł i trzymałem mocno bawiąc się na całej długości. Levi wił się w ekstatycznych torturach, jęczał raz za razem... Będąc tym nieubłaganym robiłem dalej swoje, aż w końcu poczułem kropelki spermy na końcu. Skoncentrowałem się głównie na wypływających sokach i zlizywałem je leniwie z przesadną dokładnością.

  Myślałem, że finalnie skończy w moich napalonych ustach, ale nieoczekiwanie sytuacja uległa zmianie. Zerwał kołdrę, oderwał mnie od kutasa i pchnął plecami na łózko. Chciałem zaprotestować, że nie dokończyłem i co on sobie myśli, ale najwyraźniej nie miałem nic do gadania. Sprawnymi ruchami praktycznie w moment pozbawił mnie spodni i bokserek, rozłożył nogi i rzucił się na mojego fiuta. O matko...!! Zgłupiałem do reszty, jak przyssał się do niego... Pieścił łapczywie przytrzymując uda w żelaznym uścisku.

  Byłem twardy jak głaz.. Zlizywał ze mnie spermę poruszając się przy tym niecierpliwie. Długo nie musiał czekać... Doszedłem... Był to mój pierwszy raz kiedy mogłem spuścić się komuś w usta... Tak błogo i ciepło... Rozpływałem się do reszty...

  Ale nie na długo (co jak co, ale Levi nie traci czasu). Oderwał usta bez pośpiechu, oblizał je z resztek spermy (na samo wspomnienie znowu mi staje!) i jeszcze bardziej rozłożył mi nogi. Spanikowałem, bo domyślałem się co planuje zrobić. Musiał wyczuć moje obawy, bo odezwał się kojącym głosem. 
- Będzie w porządku, Eren. Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy. Obiecuję... - Dosyć niechętnie, ale uspokoiłem się nieco i rozluźniłem nogi. 

  Przybliżył się do miednicy i powoli wsadził mi palec w środek. Zapiszczałem jak jakaś baba i strzeliłem buraka... Nie wiem skąd, ale najwyraźniej musiał mieć wazelinę, bo nie bolało jak mogło mi się zdawać. Bawił się moim otworem na różne sposoby, wsadzał głęboko, albo robił kółeczka przy brzegu. Chcąc nie chcąc podniecało mnie to. I to cholernie mocno! Fiut drgał mi do drugiego powstania (aż niemożliwe, patrząc na ostatni orgazm sprzed parunastu minut... co ten facet potrafi ze mną robić!?), przechodziły mnie ciarki po plecach, niczym małe wyładowania elektryczne idące po sieci. Wzrok robił się nieco rozmazany, nie umiałem się już na niczym skupić.

  Nawet nie zauważyłem kiedy wszedł we mnie. Było kurewsko przyjemnie... Topniałem po każdym pchnięciu jego kutasem...Bez pośpiechu, czy żadnych spięć... Mogłem tak bez końca... Mój mały buntownik już stał w pionie w pełnej gotowości, cały obolały i nabrzmiały. Levi ścisnął go zdecydowanie i od czasu do czasu poruszał nim w górę i w dół, akcentując szczególnie moje zakończenie. Z braku ładunku nie mogłem dojść tak szybko jak ostatnim razem, więc jedynie popuszczałem brudząc mu rękę zawiesinowym strumyczkiem.

  Zwiększył tempo (puszczając niestety przy tym fiuta... T___T ), wbijał się we mnie energicznie i głęboko jak diabli! Jakby za każdym razem wciskał przycisk "orgazm" na końcu tej ścieżki! Wiłem się i stękałem debilnie robiąc pewnie przy tym głupie miny. Spocony na całym ciele, pchał mnie bez litości coraz gwałtowniej. Wirowało mi w głowie, świat oszalał, nic mnie już nie obchodziło. Czułem jak mi ślina leci po policzku, ale miałem to gdzieś. 

  Nadchodziła "ta" chwila . Jego twarz była poznaczona zbliżającym się orgazmem, bólem przyjemności, oczy jakby nieobecne. Pchnięcia były bez żadnej delikatności, jedynie ostre i dzikie. Czułem jak nadchodzi jego apogeum... Doszedł niemal krzycząc, jęczał i mamrotał coś. Po chwili zrozumiałem, że mówił o mnie same sprośne rzeczy. 
- Spuściłem się w tobie, Eren... Tak mi kurewsko dobrze... - Poczułem, że wzbiera we mnie fala czegoś nieogarnionego, wielkiego... Eksplodowałem wypychając biodra przed siebie. Moja egzystencja się rozpływała, traciłem kontakt z rzeczywistością...

  Poczułem na policzku ciepły dotyk i otworzyłem oczy. Nie wiem ile czasu tak leżałem, ale najwyraźniej nie tak krótko. Miałem przed sobą Levi'a nachylonego nade mną z przerażeniem w oczach. Po oprzytomnieniu spojrzałem na niego ze szczerym zdziwieniem, czym niby był tak wystraszony? Usiadłem na łóżku. Wszystko mnie bolało, szczególnie dupa... Piekła, jakbym zaliczył lewatywę z chilli... Byłem cały ufajdany w spermie. Pod tyłkiem mała kisielowata kałuża, oklapnięty kutas zbryzgany na wszystkie sposoby, aż do połowy ud... Obraz nędzy i rozpaczy. W całym pokoju ostro śmierdziało seksem...

  Złapał mnie za ramiona i wydukał, czy ze mną wszystko w porządku. Okazało się, że dostając orgazmu zemdlałem na ponad 10 minut. Pominął, że ubrudziłem też jego brzuch na całej długości... (aż za bardzo się to rzucało w oczy, by tego nie zauważyć...). Wyraźnie odetchnął z ulgą i kazał mi się ogarnąć w łazience, która na całe szczęście przylegała do pokoju.

  Po wyjściu spod prysznica ubrałem się szybko (nawet nie pomyślałem, że przecież pielęgniarki mogły wpaść w każdej chwili, szczególnie wtedy kiedy pieprzyliśmy się jak jakieś zwierzęta...!!!) i odjęło mi mowę. Levi przebierając się w świeżą piżamę odwrócony był do mnie plecami. Od lewej łopatki, aż do prawego dolnego boku przechodził wielki opatrunek, który częściowo się odklejał. Pod nim odznaczała się ogromna rana cięta, głęboka i niewyobrażalnie długa...!! Bez zastanowienia jęknąłem przyciskając rękę do ust. Zorientował się i pośpiesznie założył górę kryjąc szpetny znak.
- Boli... prawda? - Na nic innego nie umiałem się zdobyć.
- Trochę. Nie przejmuj się tym. Bywa, że zdobywamy pamiątki na polu bitwy.
- Przepraszam... nie wiedziałem... nie powinienem był... no wiesz... zrobić tego z tobą... kiedy jesteś w takim stanie... -  Czułem pieczenie nadchodzących łez.
- Nie przejmuj się, Eren. Będzie dobrze. Parę lat temu wykradliśmy z jednego z laboratoriów należących do tytanów próbki i receptury, w tym uzdrawiające. Na przekór losowi są bardzo skuteczne i nie będzie widać nawet blizny.
- A twoja noga? Dalej dochodzi do siebie po skręceniu?
- Z nogą wszystko dobrze. Po godzinie od zaaplikowania leku nic już nie czułem.
- Za ile będziesz mógł wyjść ze szpitala? 
- Jeszcze nie wiem, pewnie za tydzień.
- Jeżeli chcesz... to mogę przychodzić do ciebie... codziennie. - Stresowała mnie ta rozmowa. Czułem się jakbym robił mu jakieś przesłuchanie, ale nie chciałem wyjść na wścibskiego...
- Miło z twojej strony, ale będzie lepiej, jeżeli nie będziesz opuszczał szkoły i pracy. Poza tym od jutra będę musiał zdawać raporty z wyprawy, a to jest kurewsko upierdliwe i ciągnie się bez końca... Jeżeli nie masz nic przeciwko, to możemy spotykać się po moim wypisaniu ze szpitala. Zawsze pozostaje nam do tego czasu telefon, nie?
- Mhm... - Czułem się taki przybity. Nie brałem pod uwagę, że może być zajęty nawet w szpitalu...
- Nie bój żaby, przecież nie umrę tutaj. - Podszedł do mnie i poczochrał włosy w chaotycznym nieładzie. Nawet nie chciało mi się ich poprawiać.

  Zrozumiałem, że czas się pożegnać. Przygarnąłem go do siebie i trzymałem w mocnym uścisku. Odwzajemnił gest poklepując przyjacielsko po plecach i spojrzał mi w twarz.
- Cieszę się, że przyszedłeś do mnie. Bałem się trochę, jak zareagujesz na tak długą rozłąkę. Ale widzę, że nie było czego pietrać. - Uśmiechnął się lakonicznie.
- Taaa. Wracaj szybko do zdrowia. - Mój uśmiech był raczej z tych przygnębiających... - Będę na ciebie czekać, Levi... - 
Pochyliłem się i pocałowałem delikatnie. Spojrzałem przez ramię na niego ostatni raz i wyszedłem na korytarz. W oddali usłyszałem zawodzenie pielęgniarki, ale za specjalnie mnie to nie interesowało.

  Po powrocie do domu klapnąłem na łóżko i napisałem sms-a do Jeana, że spotkałem się z Levi'em, że leży w szpitalu i jak musiał mieć pewnie ciężko na misji. Odpisał szybko, jak na niego. "To dobrze. Cieszę się, że się wyjaśniło. Już miałem w planach załatwić ci na zastępstwo towarzystwo Connie'go - on to nawet nigdy dziewczyny nie całował, to byś go trochę podszkolił dla odstresowania ;P". Parszywy jak zawsze... Ale chyba za to go lubię. Pomiędzy tymi kąśliwymi uwagami widać jak musiał się przejmować moją sytuacją.

  Jutro sobota, więc mam długą zmianę... eh... weekendy... Oby Hannes mnie nie zamęczył robotą...  W każdym razie będę czekać. To tylko tydzień. Mam przeczucie, że po jego powrocie znowu moje życie nabierze rozpędu. Obecnie nie mam nic lepszego do roboty niż pouczyć się do tej cholernej poprawki z botaniki... Może Sasha mi wyjaśni o co w tym chodzi? Mam jeszcze trochę kotletów z wczoraj to może się jakoś zgodzi?

Koniec części 4.

Ciąg dalszy nastąpi...

wtorek, 24 lutego 2015

Z pamiętników młodego sprzedawcy, cz. 3: Pierwsza wizyta w jego domu

  Czuję się taki zagubiony... Nie wiem jak to wszystko sobie uporządkować w głowie...  Myślę o nim przy każdej możliwej okazji. Jego oczy, włosy, dłonie... Chyba muszę przyznać przed sobą, że zakręcił mi w głowie. Cholera, cały się trzęsę ze stresu... Co to z tego wyjdzie...?

  Zaczęło się od tego, że w wypożyczalni miałem dzisiaj wyjątkowo długą zmianę, chyba z 12 godzin... Serio... Hannes chce najwyraźniej mojej śmierci między regałami... W każdym razie mimo nawału pracy czułem, że nie jest najlepiej. Od tej naszej "randki" minęły chyba ze dwa tygodnie. Nie odważyłem się do niego napisać, czy zadzwonić. Nie chcę wyjść na jakiegoś prostaka, więc czekałem i czekałem. Zero odzewu z jego strony. Poczułem się jak młody dziwkarz, który daje, w dodatku za darmo... (T__T) Trochę to dołujące, pamiętniczku... nie?

  Zmiana trwała już ponad 10 godzin, a ludzi w tym czasie nie było (Hannesa wtedy też- dzięki Bogu...!), więc wybrałem się na dział Jeana. Czytałem jakieś zbereźne mangi, kiedy doszedłem do działu "yaoi"... Serce szybciej mi biło na samą myśl... Po dłuższej chwili, odważyłem się sięgnąć po jedną z pozycji. Było o dwóch facetach, którzy żyją w alternatywnym świecie, mają swoje własne problemy, swoich przyjaciół, jednak jeden z nich stracił niespodziewanie pracę i po znalezieniu nowej los zaczął robić swoje. Jeden z nich był podwładnym drugiego i to jak się poznali... Wyczuwałem w tym nieco porównania do naszej sytuacji... Mangowi bishe w połowie tomiku zdecydowali się odsłonić z uczuciami jakie do siebie darzą, jednak na końcu opowieści ten, który wcześniej pracował okazał się być kimś, gdzie drugiego kochanka traktuje jako kolejne doświadczenie, przygodę... Strasznie mnie to zasmuciło, nie chciałem zagłębiać się w dalsze tomy.

   Snułem się po swoim dziale bez większego entuzjazmu. Dochodziła godzina zamknięcia salonu. I wtedy zobaczyłem jego. Byłem tak zszokowany i zawstydzony, że odebrało mi mowę. Stałem jak ostatni debil za tą cholerną ladą! Tak mi było wtedy głupio... Po oprzytomnieniu odwróciłem wzrok, nie garnąłem się do jakiegokolwiek przywitania z nim. Oczywiście jak to w moim życiu, wszystko układa się inaczej niż bym tego chciał. Odezwał się zmęczonym, matowym głosem. Zerknąłem na niego (nawet nie wiem po co! Miałem go przecież olewać, nie?!) i wtedy serce stanęło mi w gardle. Czułem okropny ból w piersi, nie było w tym radości, a jedynie cierpienie i zawód (miłosny?). Bez większych emocji przywitałem się z nim jak z każdym innym klientem. Odszedł wgłąb regałów. Nie wiem czy wtedy go chciałem widzieć, czy lepiej by już sobie poszedł.

  Ale on taki nie jest, że ma na wszystko wywalone. Dowiedziałem się o tym nieco później. W każdym razie kręcił się dosyć długo. Nie miałem wyjścia. Musiałem go zaprosić do kasy, albo poprosić o wyjście z wypożyczalni. Wybrał to pierwsze. Starałem się wtedy na niego nie patrzeć, by nie stwarzać niepotrzebnych sytuacji. Podziękował i wyszedł. Zrobiło mi się jeszcze smutniej, że miałem rację co do niego - oschły, niewzruszony, zabawiający się mną jak tym biednym kolesiem z mangi. Wiem, wiem... Sprzeczny hipokryta ze mnie, ale tak się czułem... Żałośnie, jak rozdeptana kupa gówna...

  Niedługo potem rozliczyłem się z kasy, odłożyłem raporty do odpowiednich banetek i poszedłem przebierać. Niebyt mi się spieszyło z tym wszystkim. Wyszedłem ostatni ze sklepu, osoba odpowiedzialna za zamknięcie zaraz za mną przekręciła klucz i zostałem sam. Stałem na tyłach budynku (tam jest nasze wejście pracownicze) i nijakim krokiem skierowałem się na główną ulicę. Zawsze wtedy przechodzę koło wejścia do wypożyczalni. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że stał tam. Oparty o ceglany mur, patrzył gdzieś daleko w niebo (było już ciemno...). Kiedy mnie zobaczył, to zaczął wolno, ale pewnie podchodzić do mnie. Oczywiście znowu stałem jak słup soli z tym upierdliwym bólem serca. Ciśnienie mi skakało jak szalone. Miałem wtedy wrażenie, że nawet gałki oczne lekko podskakują.

  Stanął tuż przede mną. Staliśmy tak nie wiadomo ile i patrzył mi głęboko w oczy. Zbyt głęboko. Krępowało mnie to (te cholerne rumieńce na twarzy...). Kiedy tak się zastanawiałem co dalej zrobić, co powiedzieć, to odpowiedź przyszła sama. Rzucił się na mnie i otoczył ramionami wokół mojej szyi. Wtulał się mocno, jakby nie chciał bym uciekł przed nim. Nie wiedziałem co robić, wypaliłem jedynie "Dlaczego tu przyszedłeś? Myślałem, że już dla ciebie nic nie znaczę. Nie mylę się?". Jego uścisk zwiększył się jeszcze bardziej. Usłyszałem jego odpowiedź (mamrotał mi do ramienia), która była dosyć niespodziewana - "Przepraszam... Nie mogłem się odezwać, miałem wyjazd służbowy poza krajem i nie miałem kompletnie na nic czasu... Znaczysz dla mnie więcej niż ci się to może wydawać... Cały czas o tobie myślałem od tamtego spotkania... Chcę to naprawić. Pozwól mi.".

  Zgłupiałem do reszty. Owszem, byłem urażony tym jego olewaniem mnie przez ten cały czas, jednak złość szybko mi minęła i emocje wzięły górę. Przyciągnąłem go do siebie obejmując w pasie. Płakałem jak jakaś baba... "Dlaczego nic nie napisałeś, nie zadzwoniłeś...? Myślałem, że to już koniec, że muszę o tobie zapomnieć... Usychałem z tęsknoty za tobą..." - tylko to potrafiłem wydukać... "Przepraszam... naprawdę nie mogłem... Ale teraz jestem tutaj. Nie chcę cię stracić..." - po tych słowach jeszcze więcej beczałem.

  Zaaferowany tym wszystkim nawet sobie nie zakodowałem w głowie, że jedziemy taksówką. Jak się później okazało do jednej z najmodniejszych dzielnic dla dzianych biznesmenów. Do jego mieszkania... Kiedy elementy układanki poskładałem sobie do kupy to trochę się przeraziłem... Znałem go tak krótko, widzieliśmy się tylko dwa razy... Jednak on rozwiał moje wątpliwości.

  Po wyjaśnieniu sobie nieporozumień napiliśmy się wina (w naszej prefekturze można pić alkohol do 19% od ukończenia 16 lat). Dużo tego było. Przyznaję, było wyjątkowo smaczne i delikatne. Jednak po jakimś czasie procenty uderzyły mi do głowy. Jemu też, bo nie miał już tej pokerowej twarzy. Był taki ludzki... Czytałem z niego jak z otwartej księgi. Widziałem jego troskę, zainteresowanie, obawy. Odsłonił się dla mnie - nie wiem czy celowo, czy tak wyszło, do tej pory nie wiem.

  Po x kieliszkach (oj, wtedy to już byłem nieźle wstawiony) złapał mnie za rękę i zaprowadził do sypialni. Była cholernie duża, zresztą jak całe jego mieszkanie - piękne, nowoczesne, bez zbędnych bibelotów. Takie wyidealizowane, ale widać było, że to czyjeś mieszkanie, a nie jak z katalogu. Łóżko było ogromne i wygodne. Rzuciłem się na plecy i leżałem bezwiednie gapiąc się w sufit. Zrobił podobnie, tyle że rzucił się na mnie. Głaskał moją głowę i patrzył mi w oczy. Taki przystojny... Aż mu zazdrościłem nieco. Całowaliśmy się bez pośpiechu. Te z języczkiem były jak jakaś wyprawa w inny świat. Cały buzowałem jak rozżarzony piec. A mój penis boleśnie stwardniał. Jego zresztą też był bezlitośnie duży.

  Po raz kolejny nie zanotowałem, kiedy ściągnął ze mnie spodnie, koszulę i bokserki. Czułem się zajebiścieeee... To jak mi robił loda... Ciarki mnie przechodziły na samą myśl jaki mógłby wykonać kolejny ruch. Mogłem tak bez końca... Ale po dłuższej zabawie zmienił zdanie i nadział się na mojego badyla bez żadnego przygotowania. Wchodził powoli... A kiedy doszedł do końca to jęczałem później co chwila. To jak widziałem pot na jego twarzy, jego seksownie rozczochrane włosy... Miałem przed sobą jego zabójczo umięśnioną klatę (niczym wzór anatomiczny dla lekarzy), podniecone i zmieszane spojrzenie, dłonie na piersi...

  Doszedł niespodziewanie. Byłem cały umazany w spermie. To było takie piękne... Jego nieporadność, ekstaza, uczucie ulgi i zmieszania - wszystko malowało się na jego twarzy. Od patrzenia na jego orgazm sam się zacząłem zastanawiać, dlaczego jeszcze jestem w połowie. Nie na długo. Wyjął mojego fiuta z tyłka i zabrał się ponownie za niego. Pieścił mnie ręką, robił fikuśne kółeczka na moim mokrym czubku. Schylił się z boku i całował mnie jak największy skarb. Nie przerywał mojego ślizgania. Czułem jak robi mi się czarno bez oczami, głowa aż bolała od tych doznań... Tyle podniecenia we mnie wzbierało... Nie mogłem już dłużej tego utrzymać...

  Wytrysnąłem gdzieś przed siebie. Zaspermiłem sobie brzuch i jego rękę... Od tego orgazmu i obrazka, jaki wtedy zobaczyłem to rozbeczałem się z radości... Było mi tak dobrze... Nie chciałem by to się miało skończyć, chciałem jego... Już nawet nie chodzi o sam seks, ale o możliwość bycia blisko niego i cieszyć się z jego towarzystwa. Zasnąłem. Sny miałem jakieś mało spójne, więc nie będę ich opisywać.

  Po przebudzeniu znalazłem na stole zastawę ze smacznie wyglądającym śniadaniem - sok pomarańczowy, rogalik z nadzieniem, kanapki z dżemem, pyszne bułki z masłem czosnkowym. Na stoliku obok zastawy był krótki liścik skierowany do mnie. "Musiałem iść do pracy. Przepraszam, że cię nie obudziłem. Nie miałem serca wyrywać cię ze snu. Tak słodko wtedy wyglądasz... Jeżeli chcesz to możesz u mnie zostać w mieszkaniu i zająć się czymkolwiek na co masz ochotę. Jeżeli wolisz iść do szkoły/pracy to po prostu zamknij za sobą drzwi (ustawiłem je tak, że same się zatrzasną, więc się o to nie martw). Dzisiaj w nocy wypiliśmy trochę za dużo, ale nie żałuję. Chcę więcej... Do zobaczenia. Levi" - to było na kartce.

  Zrobiło mi się ciepło na sercu po tym liściku. Po spojrzeniu na zegarek mina mi nieco zrzedła, bo nie poszedłem do szkoły... Jednak dzisiaj nie miałem też zamiaru iść do pracy. Poprosiłem kierownika zmiany, by dal mi wolne, bo coś ważnego mi wyskoczyło (hehe). Nawet dało radę. Chciałem wrócić do domu i to wszystko przemyśleć. Tym bardziej, że miałem (i mam nadal...) niezłego kaca. Boli jak diabli... Napisałem sms-a do Levi'a, że wybieram powrót do domu, podziękowałem za jedzenie i gościnę. Po umyciu się pod jego prysznicem wróciłem do domu.

  Odpisał mi całkiem niedawno. Trochę jest zawiedziony moją ewakuacją. Zaprasza mnie ponownie do siebie, by sobie nawet pogadać o różnych pierdołach przy herbacie (chyba też musi być skacowany...). Nie wiem co o tym myśleć. Odezwał się tak nagle. A ja tak szybko mu uległem...  Głupio mi trochę... W dodatku, dlaczego dzisiaj tak masakrycznie beczałem? No i poza tym to po cholerę mu takie wielkie mieszkanie?! Ma chyba ze 150m²!! Przy kolejnym spotkaniu wypytam go o to...

Koniec części 3.

niedziela, 8 lutego 2015

Z pamiętników młodego sprzedawcy, cz. 2: Moja pierwsza randka

UWAGA! Pewne treści zawarte w tym opowiadaniu mogą zawierać SPOILERY wyprzedzające fabułę w anime. Jeżeli wolisz poczekać do 2 sezonu SnK, to czytasz na własną odpowiedzialność. 

 Drogi pamiętniku,
czuję się kompletnie skołowany. Piszę dopiero w trzecim dniu od ostatniego wpisu. To co przeżyłem... Tyle się wydarzyło... Powinienem pisać takie wydarzenia pod wieczór, lub następnego dnia, jednak nie było to możliwe. Głównie za sprawą "spotkania" z Levi'em.

  Tak jak prosił, wpisałem tamtego dnia jego numer do pamięci telefonu. Napisałem mu szybkiego smsa, że już to zrobiłem. Byłem ciut skołowany. Zastanawiałem się, czy facet nie bawi się moimi uczuciami. Bo widzisz, pamiętniczku - mimo mojej wybuchowej natury, jestem bardzo wrażliwym człowiekiem i boję się tego, że pójdzie coś nie tak.

  Po godzinie od wysłania smsa, telefon zaczął mi dzwonić w kieszeni. Nie byłoby to nic dziwnego, gdyby nie to, że na wyświetlaczu zobaczyłem imię Levi'a... Nieco wystraszony, odebrałem niepewnie. Po drugiej stronie słuchawki mogłem usłyszeć jego spokojny i kojący głos. Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć, jedyne co mi przyszło do głowy to - Jak się masz, Levi...? - Nie spodziewałem się, że w ogóle do mnie zadzwoni, w dodatku tego samego dnia. On, jak widać, nie przejął się tym zbytnio. Zaczął do mnie mówić, że musiał to zrobić. Że miał potrzebę, by usłyszeć mój głos... Dobra, przyznaję - ucieszyło mnie to, chociaż w pierwszym momencie byłem cały czerwony na twarzy. Nie potrafię zbytnio przyjmować romantycznych komplementów.

  Jakie było moje zdziwienie, gdy Levi zapytał się mnie, czy coś robię w ten weekend... To było jedno z tych strategicznych pytań - poznałem go w czwartek, w piątek po pracy niby mieliśmy się spotkać, więc weekend daje tu dodatkowe możliwości. Poza wyglądem i siłą zdaje się być też bystry. Odpowiedziałem mu, że nic nie planuję, natomiast on, pełen zadowolenia w głosie, podsumował to krótko. - To dobrze. Jeżeli to nie koliduje z twoją szkołą, to liczę na odrobinę zaangażowania z twojej strony. Będę jutro czekać na ciebie o 20-ej przed głównym wejściem do wypożyczalni, tak jak się umawialiśmy. Więc nie musisz się martwić, czy wszystko będzie w porządku. - Po tych słowach, potwierdziłem swoją chęć zobaczenia go i pożegnaliśmy się szybko.

  Po wyłączeniu połączenia rzuciłem się na łózko. Cały dygotałem ze strachu i ekscytacji (podniecenia?). Nie mogłem praktycznie zasnąć i przez całą noc wierciłem się niespokojnie, ciągle myśląc o tym gościu... O jego ciele, nieprzeniknionym spojrzeniu, pożądliwych ustach...Ohh...  Faceta poznałem parę godzin temu, a już wyobrażałem sobie nie wiadomo, co...

  Rano musiałem iść do szkoły. Dzień jak co dzień - klasówki, egzaminy i inne takie duperele z życia nastolatka. Na szczęście wtedy były zwykłe lekcje. Gdybym miał coś zaliczać, to pewnie oblałbym po całości. Myślenie o tym gościu powodowało we mnie niezdolność do przyswajania jakiejkolwiek wiedzy. Na zajęciach z arytmetyki, zamiast zapisywać rzeczy z tablicy, to gapiłem się jedynie w okno. Nie miałem nawet zamiaru próbować czegokolwiek zrozumieć, co nauczyciel mówił. Będę musiał uśmiechnąć się do Jeana, albo Sashy, by mi użyczyli swoich notatek.

  Tak a propos, to musiałem na długiej przerwie złapać Jeana i zaciągnąć w najdalszy zakamarek szkoły. Oczywiście wkurzył się, że nie dawałem mu spokojnie zjeść lunchu, ale czego nie robi się dla kumpli? Powoli wyjaśniałem mu co zaszło w salonie na mojej zmianie. Levi'a opisałem zdawkowo, nie chciałem by pomyślał, że jestem jakimś gejuchem, czy czymś podobnym... Nie przyznałem się do całowania, tak samo trochę zmieniłem wersję, wg której złapaliśmy kontakt dzięki wspólnym poglądom zlikwidowania tytanów. Nie chciałem kłamać, ale nie miałem wyjścia. 

  Jean spojrzał się na mnie z oczami jak talerze.
- Ciebie to chyba popierdoliło na głowę, Eren... - Powiedział. - Chcesz się spotkać z gościem, z którym mało co się nie pozabijałeś między regałami? W dodatku to się dla mnie nie trzyma kupy. Po co miałbyś się z nim widzieć, skoro wyznajecie jedynie podobne idee? Eren, faceta znasz ledwie od wczoraj, widziałeś go może z 15 minut i już dostajesz sraczki na jego punkcie! Co się z tobą dzieje? Nigdy wcześniej się tak nie zachowywałeś nieodpowiedzialnie. A co, jak ci się coś stanie? Zostawisz Mikasę samą sobie? Facet jest dużo silniejszy od ciebie i jak widać - z dużo lepszą techniką. - Skwitował mnie dosyć dobitnie... Ale miał rację co do tego z Mikasą... Nie wiem, co by beze mnie zrobiła... Z drugiej strony, Levi nie wygląda na złego gościa, gdy bliżej się go pozna.
- Jean, ja... nie wiem... Jest w nim coś co mnie ciągnie do niego... - Głupio było mi to przyznać. Jednak Jean nie dawał za wygraną.
- Ciągnie cię do niego? Eren, nie mów mi, że podoba ci się... Chyba nie jesteś, no wiesz... gejem...?? - Dobre pytanie... Sam tego nie wiem. Gdyby podobały mi się tylko dziewczyny to odpowiedziałbym mu pełen oburzenia, jednak sam nie znam siebie na tyle dobrze, by powiedzieć "tak", lub "nie"...
- Nie wiem... Kiedy o nim myślę to boli mnie coś w piersi... serce bije zbyt szybko... nie wiem, co mam robić, Jean...! - 

  Chyba trochę go wystraszyłem tymi słowami. Zdawał się być w takim szoku, jak wtedy, gdy Sasha podczas wspólnego wyjazdu majaczyła przez sen, że chciałaby przespać się z Reinerem na stekach z dzika... (wtedy to każdy był przerażony jej fantazjami!). W każdym razie, trzymał mnie długo w napięciu i później dał odpowiedź.
- Eren... Ja... Jestem zaskoczony twoimi wyznaniami... Jednak cieszę się, że masz do mnie tyle zaufania. Co mógłbym ci doradzić? Chyba to, żebyś uważał na siebie i nie pozwolił sobie złamać serca... Nie znam się na relacjach pomiędzy facetami, jednak sam fakt okazywania uczuć jest chyba taki sam jak w przypadku chłopaków i dziewczyn. Tak myślę...  Eren... Bądź szczęśliwy...  Miłość nie potrzebuje rozróżniania płci...-

  Po tych słowach mało się nie rozbeczałem... Nie spodziewałem się po Jeanie takiej empatii i zrozumienia... Wtedy tknęło mnie, by wyznać mu więcej szczegółów ze spotkania z Levi'em... Przyznałem się do pocałunków i tego jaka atmosfera wtedy między nami była. Jean zrobił się czerwony i schował twarz przed moim spojrzeniem. Stwierdził, że takie pikantne szczegóły nie są dla jego wrażliwych uszu. Później zmieniliśmy temat i poszliśmy jeść nasz spóźniony lunch. 

  Po ostatnim dzwonku podszedł do mnie i powiedział, żebym się nie martwił, że komukolwiek coś wygada na mój temat. Bardzo mnie to ucieszyło, bo raczej nie chciałbym słuchać drwin i obelg ze strony przyjaciół. Niestety Jean nie mógł mnie wspierać w pracy po szkole, ze względu na wyjazd w rodzinne strony. W piątki zwykle wraca zobaczyć się z rodzicami, którzy mieszkają na wschód od naszego miasta. Z jednej strony zawsze zazdrościłem mu tego przywileju posiadania pod ręką mamy i taty, jednak tutaj też mam co robić.

  Piątkowe zmiany są masakryczne, tak było i tym razem. Strasznie dużo ludzi wracających z pracy, chcących oglądać filmy na potęgę przez weekend - tak jest niestety co tydzień... Najczęściej są to ludzie wracający jak Jean, w rodzinne strony, lub na prowincję. Wkurzają swoją ignorancją i chamstwem wobec mnie... Pod koniec zmiany ledwo żyłem, a musiałem jeszcze tyle płyt poodkładać na swoje miejsce... Co do raportu to dogadałem się z Hannesem, że on już go wypełni (Bogu dzięki, nie było go w czwartek...), a ja rozłożę oddane filmy.

  Kiedy już zostało mi niewiele pudełek, postanowiłem wszystko zebrać w jeden rządek i iść przez działy, wkładając po kolei poszczególne tytuły w półki. Stałem wtedy na dziale "Erotyka", kiedy ktoś położył rękę na moim barku. Odwróciłem się i zaśmiałem mówiąc coś głupiego, myśląc że to Hannes coś ode mnie chce. Myliłem się. To był ON. Patrzył mi głęboko w oczy, jakby czytał z nich wszystkie moje myśli... Gwałtownie się odwróciłem plecami do regału i z tego wszystkiego parę pudełek ze słupka poleciało mi na podłogę (Hannes mnie opieprza za takie coś, bo wtedy towar może się niepotrzebnie zniszczyć). On się jedynie schylił i podniósł je spokojnie. Zza rogu wyskoczył Hannes i już zaczął mi robić litanie o uszkodzonych płytach, jednak do akcji wkroczył Levi. Grzecznie wszedł mu w słowo, że to z jego powodu wyleciały mi pudełka, gdy niechcący na mnie wpadł. Hannes przyjął to za dobre wytłumaczenie, pouczył nas o delikatności towaru i zniknął z działu.

  Podziękowałem mu za wybronienie mnie przed kierownikiem. Oddał mi  płyty zebrane wcześniej z podłogi i patrzył jak pracuję. Zaśmiał się nieznacznie gdy spojrzał na jakim dziale jesteśmy. Oczywiście znowu byłem zawstydzony tym przytykiem, bo z czym niby innym może się kojarzyć erotyka, jak nie z seksem...? 
- Poczekam na ciebie przed wejściem. - Stwierdził krótko i wyszedł z salonu.

  Przeprosiłem Hannesa za zamieszanie z płytami, pożegnaliśmy się i skierowałem szybkim krokiem w stronę szatni pracowniczej. Przebrałem się w ekspresowym tempie i niemal wybiegłem z budynku. Czekał na mnie. W eleganckim, krótkim, czarnym płaszczu, dopasowanych jeansach i modnych grafitowych półbutach. Aż głupio mi się zrobiło... Ja z kolei miałem na sobie jeansy z taniej sieciówki, na stopach trampkopodobne coś od Chińczyków, kurtkę wiatrówkę i sfatygowany plecak... No, chyba przyznasz mi pamiętniczku rację, że wyglądałem w tym zestawieniu nieco żenująco...

  Starając się ukryć niesmak do samego siebie, podbiegłem do niego. Podziękowałem, że na mnie poczekał, skinął jedynie głową. Staliśmy w milczeniu przez chwilę, po czym zapytałem się, gdzie idziemy? Odpowiedział mi pytaniem. - A gdzie byś chciał? - Wypaliłem, że do parku, jest parę ulic dalej, więc chyba nie będzie tak źle. W takich miejscach chyba się zaczyna takie relacje, tak mi się wydawało.

  Rozmowa toczyła się różnie. Raz milczeliśmy i tylko szliśmy koło siebie, a w innym momencie od słowa do słowa rozwijały się ciekawszee dyskusje. Najbardziej szokującą rzeczą jest chyba jego nazwisko. Nazywa się Ackerman, zupełnie jak Mikasa! Czy to świadczy o jakimś pokrewieństwie, to nawet nie wiem... Poza tym, było naprawdę sympatycznie. Nie spodziewałem się tak luźnej atmosfery. Levi okazał się być dobrym słuchaczem, jak i rozmówcą. Np. jego wieloletni przyjaciel, Erwin Smith, jest szefem projektu spec- armii, w dodatku sam często idzie w bój ze swoimi ludźmi. Byłem pod wrażeniem, jak tego wszystkiego słuchałem.

  Było już dosyć późno, słońce zaszło jeszcze przed zakończeniem mojej zmiany w wypożyczalni. Stanęliśmy pod jednym z drzew na niewielkim wzniesieniu. Czułem rosnące napięcie między nami. Spojrzałem mu w oczy. Ścisnąłem delikatnie jego lewe ramię. Podszedłem do niego na tyle blisko, że czułem na twarzy jego nieznacznie przyśpieszony oddech. Mój przypominał odratowanego topielca... No, dobra. Może trochę przesadziłem z tym określeniem. W każdym razie wiedziałem, że to musi nastąpić tu i teraz. Zbliżyłem nieśmiało twarz w jego stronę. Dostrzegłem nieznacznie uchylone usta. Dla mnie...

  Ostrożnie dotknąłem miękkie wargi i niepewnie docisnąłem swoimi. Mało nie oszalałem z podniety w tamtej chwili! Czułem jak wszystko we mnie się gotowało, pierś bolała coraz bardziej, a mój penis... stał na baczność! Wycelowany prosto w niego... Ohh... Tak go pragnąłem całować i pieścić... Ponownie złączyłem z nim usta i straciłem panowanie nad sobą od tamtej chwili... Atakowałem go niczym wygłodniały wilk kosztujący najcenniejszą zdobycz! Bawiłem się jego ustami - ssałem, pieściłem, muskałem. Bez namysłu dodałem do tego język i spotęgowałem dotychczasowe doznania... Levi był chyba jakimś mistrzem romantycznych uniesień, jego umiejętności doprowadzania mnie do skrajności były zajebiste... Ściskaliśmy się pod tym drzewem bez żadnych zahamowań. Objął mnie zaciskając ręce na kurtce, ja z kolei przyciągnąłem go do siebie jedną ręką, drugą zaś pieściłem jego piękne, czarne włosy. Stwierdziłem wtedy, że było cholernie warto umówić się z nim na tę randkę po robocie.

  W trakcie tego szaleńczego całowania poczułem wybrzuszenie wbijające się w moją nogę. Zdałem sobie szybko sprawę, do czego to dąży. On też był podniecony i gotowy do działania. Oddaliłem głowę nieznacznie i spojrzałem mu w oczy z pełną determinacją. Wystarczył mi moment, by wiedzieć, że trzeba znaleźć inne miejsce na kontynuowanie tego wszystkiego. Zapytałem się o to co z tym wszystkim zrobimy i porozumiewawczo skierowałem wzrok na nasze rozporki. Levi zerknął na mnie i zaproponował byśmy poszli do hotelu. Podobno był jeden w okolicach parku. Stwierdziłem, że czemu by nie. Lepiej tam niż w parku.

  Przeszliśmy na drugą stronę ulicy i dostrzegłem wcześniej wspomniany hotel. To był raczej jakiś ekskluzywny moloch dla bogaczy... Stanąłem przed wejściem i powiedziałem, że nie stać mnie na coś tak drogiego. Levi zapewnił mnie, że skoro zaprosił mnie tutaj to zapłaci za nas oboje. Niechętnie, ale podziękowałem mu za taką ofertę. W przeciwnym razie mój skromny budżet by tego nie wytrzymał...

  Po załatwieniu formalności w recepcji mogliśmy wejść do przydzielonego nam pokoju. Jak się później okazało, był to najdroższy apartamentowiec w hotelu... Trochę przeraziło mnie to... Ile musi zarabiać ten facet, skoro go było stać na COŚ TAKIEGO?! Po krótkim rozeznaniu, co się gdzie znajduje, zdjąłem z siebie buty, kurtkę i plecak. Levi poszedł w moje ślady, jednak jego rzeczy były dziwnie starannie  ułożone... Zaproponował byśmy wzięli prysznic, a po całym dniu z wielką przyjemnością się na to zgodziłem. 

  Były dwie łazienki (na "parterze" i na piętrze - tak, apartament był piętrowy...), więc każdy z nas poszedł do innej. Po wyjściu spod prysznica założyłem na siebie bokserki i spodnie. Skarpetki i koszulkę wolałem zostawić rozwieszone, by trochę się odświeżyły. Stanąłem w salonie z ręcznikiem na głowie. Leniwie wycierałem sobie włosy, kiedy ze swojej łazienki wyszedł on... Tak mnie zatkało, że ręcznik upadł mi na podłogę. Jego ciało było niczym uosobienie jakiegoś boga... Piękne, idealnie wyrzeźbione. Widać, że uprawia dużo sportów. Stanął na przeciwko mnie w jeansach, tak jak ja... Po czymś takim musiał mi od razu stwardnieć...

  Podszedł do kanapy i usiadł w taki sposób, że prawie na niej leżał. Ruszyłem za nim i usiadłem na drugim brzegu przyglądając mu się jak skończony idiota. 
- Jak na szesnastolatka to masz całkiem niezłe ciało, Eren... - Po tych słowach tak się zawstydziłem, że ręka mimochodem podeszła mi w okolice ust, by ukryć zakłopotanie...  Uśmiechnął się, jak to w jego stylu i lekko naprężył swoją perfekcyjną klatkę piersiową dając mi znać, bym podszedł. Dotknąłem jej z pewną obawą. Później już może nie być odwrotu. Jednak sprawy potoczyły się tak szybko, że czasu do namysłu już nie było. Przyciągnął mnie do siebie, upadłem tułowiem na niego. Dotknął mojej głowy, bym się zniżył. Posypały się namiętne pocałunki. Ośmielony sytuacją położyłem się na nim całym ciałem. 

  I tutaj zaczął się mój kolejny debiut w  kwestii randek. Poza ustami, pieściliśmy również nasze ciała. Muskałem jego cudne mięśnie ramion, brzucha, tors... On z kolei gładził plecy, ponętnie ściskał tyłek (to było wyborne...), bawił się moimi włosami przeczesując je między palcami... Myślałem, że jestem w siódmym niebie, ale jak się później okazało, nawet nie było blisko. 

  Czułem jak nasze nabrzmiałe penisy ocierają się o siebie niemiłosiernie... Levi, pewnie z racji tego, że jest bardziej doświadczony, odważył się mnie za niego złapać...! Co prawda przez spodnie, jednak dla mnie to było i tak niespodziewane... jęczałem z rozkoszy... Pieścił go nie przerywając zabaw ustami... Chciałem tego. Chciałem, by wydarzyło się coś więcej.

  Poprosił mnie bym wstał. Podniósł się, złapał za rękę i oplótł nasze palce, jakbyśmy byli parą. Zaprowadził do sypialni. Łóżko było gigantycznych rozmiarów, w życiu nie widziałem takiego monstrum... Domyśliłem się, że nasze dalsze sprośne zabawy miały być tutaj kontynuowane. Posadził mnie na brzegu łóżka i pchnął na plecy. Podniósł jedną nogę, ściągnął nogawkę, potem to samo z drugą stroną. Spodnie wylądowały na krześle, natomiast ja zostałem jedynie w samych bokserkach. Cały płonąłem na twarzy. Nigdy nie byłem w tak intymnej sytuacji, jak wtedy. On również wyskoczył ze swoich jeansów i położył je koło moich układając w kostkę (!). Stał na przeciw mnie w czarnych bokserkach, w dodatku markowych (od Emporio Armaniego). Jego wybrzuszenie aż krzyczało, by je uwolnić od ciasnoty, którą musiało znosić... 

  Usiadłem na łóżku i spojrzałem mu prosto w twarz. Pod tą skorupą obojętności widać było podniecenie i oczekiwanie na kolejny ruch z mojej strony. Instynktownie zbliżyłem się do jego bioder. Dotknąłem jego cholernie seksownego brzucha, schodząc bardzo powoli, coraz niżej i niżej,  docierając do bokserek. Nieznacznie jęknął, co doprowadzało mnie na skraj szaleństwa... Wziąłem przez bokserki jego imponującą męskość i delikatnie go ścisnąłem. Levi nie mógł już ukrywać swojego prawdziwego "ja". Wyskoczyły mu wypieki na twarzy, wydawał z siebie niepokojąco podniecające dźwięki, a jego penis... zrobił się mokry...! 

  Rzuciłem go na łóżko, zamieniając się z nim miejscami, z tą różnicą, że klęczałem przed nim. Sapał coraz głośniej, ręką zasłaniał zawstydzoną twarz - urocze to było. Palcami ściągałem mu powoli bokserki, aż w końcu wyskoczył  penis...! Jak na niskiego faceta to miał cholernie dużego! Zdjąłem bieliznę do końca i rzuciłem gdzieś na podłogę. Nigdy tego nie robiłem... jedynie dzień wcześniej o tym czytałem, jak facetowi robić dobrze... Ręce pociły mi się strasznie ze stresu, ale nie mogłem sobie pozwolić na spieprzenie tego wszystkiego.

  Dotknąłem jego czubka. Był słodki z tą kropelką na samej górze... Chwyciłem trzon całą dłonią i palcem wskazującym bawiłem się końcówką robiąc wolne kółka... Levi niemalże krzyczał, cały drgał, oddech miał coraz szybszy. Czułem jak jego kutas pulsował w mojej ręce... Ścisnąłem go mocniej i rozpocząłem jechanie w górę i w dół. Coraz szybciej i mocniej. Tak mnie to podnieciło, że poszedłem o krok dalej i wziąłem go do ust... Kiedyś to nie przeszłoby mi coś takiego przez głowę, a tutaj taka niespodzianka! Sam siebie zaskoczyłem. Co gorsza, podobało mi się... I to tak bardzo, że poczułem jak zaczyna ze mnie pod bokserkami ulatywać.

  Niestety nie wiedziałem jak powinno się prawidłowo pieścić penisa, więc improwizowałem. Moją jedyną podpowiedzią były tanie pornosy z Internetu, jakie zapamiętałem... Jednak chyba nie było tak źle. Levi wił się pode mną jak oszalały, jęczał rozkosznie prosząc mnie bym przestał go torturować. Zerknąłem na jego twarz i zacząłem ssać, bawiąc się przy tym językiem i machając uparcie ręką. Po niecałych trzydziestu sekundach zaczęły płynąć mu łzy po policzkach i zawodził, że już nie wytrzyma. Nie przejmowałem się jego gadaniem. Jakie było moje zdziwienie, kiedy w jednej chwili zaczął krzyczeć, że dochodzi - złapał mnie za głowę i dociskał wgłąb... Mało się nie udusiłem, miał takiego wielkiego! Wyrwałem mu się i zrobiłem to po swojemu, bardziej płytko. 

  Nagle wrzasnął moje imię. Przemieniło się to w spazmatyczny jęk. Poczułem napływające ciepło. Lepkie, mokre... Jezu...!! Uświadomiłem sobie, że miałem w ustach jego spermę!! Nie była najsmaczniejsza - jakby pudrowa i gorzka - jednak mimo to zdecydowałem się połknąć. Było w tym coś mocno erotycznego...

  Levi położył ręce na głowie i leżał tak bezwiednie. Seksownie... Pamiętam, co wtedy mi powiedział.
- Eren... Nie mogę w to uwierzyć... To było kurewsko dobre... Może czasem zahaczałeś o mojego bambusa zębami, ale i tak było świetnie... Chcę ciebie... tu i teraz... -
- Przecież jestem tutaj. Nie mam zamiaru nigdzie się wybierać. - Odpowiedziałem. 
- Nie o to mi chodzi... chcę byś mnie zerżnął tak dobrze, jak zrobiłeś mi loda... proszę. -
Szczena mi opadła. Nie wiedziałem jak to jest wsadzać stojącego kutasa w cipkę, a już z pewnością jak wsadzać w tyłek drugiemu facetowi...!! Wystraszony nie na żarty, wyznałem swoje obawy, że nigdy nie uprawiałem klasycznego seksu, tym bardziej analnego. On za to zaśmiał się ironicznie i dodał - Dasz sobie radę. Pierwszy raz w życiu robiłeś loda i zdałeś bez problemu. Teraz czas na drugi test. Test prawdziwego mężczyzny. Pokaż mi jak stajesz się prawdziwym facetem, Eren. Pragnę cię. Daj mi tę rozkosz... -

  Ze łzami w oczach spojrzałem na swojego nadal nabrzmiałego penisa. Bolał już tak bardzo, że chyba nigdy tyle się nie wstrzymywałem od ulżenia sobie. Stanąłem na proste nogi i podszedłem do Levi'a. Z uśmiechem na ustach ściągnął moje bokserki i pierwszy raz w życiu stanąłem kompletnie nagi. Okropnie się tego wstydziłem. Bałem się też, że będzie się śmiać z mojego fiuta... Że mały, brzydki, żałosny. Tak się nie stało. Z aprobatą w oczach dorwał się do niego, ssąc go bez żadnych wstępnych pieszczot. Było tak dobrze... Z pewnością robił to dużo lepiej ode mnie.

  Kiedy na jądrach poczułem jego rękę, stwierdziłem, że czas na mnie. Oznajmiłem mu to pchając go na łóżko. Na ustach miał krople mojej spermy, co mnie jeszcze bardziej nakręciło do działania. Podniosłem jego nogi tak, że kolanami dotykał barków, a reszta rozjeżdżała się gdzieś w górze. Przysiadłem przed nim. Pamiętając filmiki z pornosów, pojechałem ręką w kierunku jego jąder i pieściłem czule. Jego penis zaczął się podnosić, wiec ściskałem go i drażniłem cały jego trzon jadąc w dwie strony bez przerwy. Pojawiła się seksowna kropelka na czubku - zlizałem ją patrząc mu w oczy. Jego rumieńce doprowadzały mnie do obłędu... Z penisa zjechałem na niższe partie, aż doszedłem do jego dziurki. Wsadziłem środkowy palec (trochę mnie to brzydziło...) i zacząłem się nim bawić niczym cipką. Pomimo miejsca, w które celuję, było i bez tego cholernie podniecająco. 

  Dziurka po pewnym czasie zdawała się być nieco zwilżona. Chciałem powoli się już przymierzać do gwoździa programu, lecz Levi powstrzymał mnie. Kazał zerknąć do jednej z kieszeni jego płaszcza. Okazało się, ze to był jakiś żel intymny, lub coś w tym rodzaju. Miałem nalać sobie tego dosyć sporo na rękę i część natrzeć wejście do dziurki, a resztę na penisa. Bałem się tego okropnie, co miało nadejść... To była chwila utraty mojego dziewictwa, a właściwie mojego bycia prawiczkiem...

  Złapałem penisa w rękę i starałem się wcelować w jego tyłek. Ręce całe mi się spociły, jak czubek dotknął ujścia dziurki. Levi zachęcał mnie, bym się nie bał i zaczął powoli wchodzić. Miało to pomóc oswoić mi się z tym wszystkim. Zrobiłem jak kazał. Wchodziłem przerażony, że może swoim fiutem rozerwę mu tyłek. Było ciasno, ale penis przechodził całkiem gładko. Kiedy dotarłem do końca, to poczułem niewyobrażalną ulgę. Udało mi się, nie jestem już prawiczkiem! Byłem z siebie taki dumny! W dodatku to było cholernie podniecające! Penis pulsował mi jak szalony, musiałem się poruszać do przodu i do tyłu, by zaspokoić pragnienie. Pierwsze cofnięcie i powrót. To było rewelacyjne! Doszło do mnie, że cieszę się tylko ze swoich uciech, a jego nie zadowalałem. Postanowiłem przyjąć to po męsku i ruszałem się tak, by Levi mógł też dojść.

  Jęczał i płakał. Ruszałem się coraz szybciej i pewniej. W pewnym momencie poczułem przypływ zbliżającej się przyjemności jaka mnie ogarniała. Musiałem ją uwolnić, nie było już powrotu. Chciałem tego jak nigdy wcześniej. Pchnięcia zrobiły się głębokie, szybkie i szaleńcze... Miałem płytki oddech, dławiłem się tą eksplozją, która była dosłownie zaraz za cienką barierą.

  Wydarłem się jak jakiś dzikus z buszu, kiedy to nastąpiło... Te uczucie wlewania się spermy w niego... Najpiękniejsza rzecz, jaką przeżyłem w życiu... Wszystko we mnie pulsowało, odlatywałem. Jakbym był w jakimś ekstatycznym raju...

  Dopiero później spojrzałem, że Levi też doszedł. Był cały upaprany w swoim soku, natomiast z tyłka to już była moja sprawka. Sapał strasznie głośno, ledwo łapał powietrze. Twarz miał całą zapłakaną i wyraźnie był w stanie orgazmu. Odlot na jego twarzy był dziwnie przyjemny.

  Gdy uspokoiliśmy nasze oddechy, poszliśmy się wykąpać razem w wielkim jacuzzi. Siedzieliśmy wtuleni w siebie - ja z tyłu, a on z przodu. Rozmawialiśmy o seksie, o tym jak mi poszło, jak mu dobrze było dzięki mnie. Czułem się wspaniale - stałem się prawdziwym mężczyzną. Później leżeliśmy nago w jednym łóżku przykryci jedynie jedwabną pościelą. Kiedy nie spaliśmy to pieściliśmy siebie nawzajem. 

  Trwało to tak do niedzieli po południu. Jedzenie zamawialiśmy poprzez room service. Jak mieliśmy się pożegnać, to oczywiście były namiętne pocałunki i ściskanie tyłków. Levi bardzo sobie chwalił moje towarzystwo (chociaż oszczędnie w słowach, jak to on). Zdziwił mnie propozycją, że kolejne spotkanie chciałby zorganizować u siebie w domu. Zaskoczony przyjąłem ofertę. Dał mi soczystego całusa i zapewnił o wpadnięciu czasem do mojej pracy po nowe filmy. Na odchodne dodał, że będziemy musieli spotkać się jak najszybciej, bo nie wie ile wytrzyma beze mnie. Buziak na do widzenia i każdy poszedł w swoją stronę.

  Jestem cholernie wyczerpany... Tym bardziej, że Mikasa suszyła mi głowę o to, gdzie się podziewałem i takie tam... Jean dzwonił niedawno i wypytywał o przebieg spotkania. Chyba był w ciężkim szoku, jak się dowiedział, że  randka trwała prawie trzy dni. Bez większych szczegółów zapewniłem go o szczęśliwym zakończeniu. A później musieliśmy sobie poopowiadać złośliwe głupoty na swój temat, jak to my.

  Nie wiem jak mam się z tym wszystkim czuć. Oficjalnie nie ma nic, natomiast zanosi się chyba na to, że będę mieć... chłopaka...! Co to tym myślisz, pamiętniczku? Czy to będzie miało jakąś przyszłość? Ja i on. Jestem od niego dużo młodszy, jednak pomimo różnic charakterów dogadujemy się świetnie. Zależy mi na nim. Chciałbym by to było coś więcej.

Koniec części 2.

Z pamiętników młodego sprzedawcy, cz. 1: Dzień, w którym go poznałem

  Drogi pamiętniku, 
jest to mój pierwszy wpis, więc mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracowało. Dlaczego zacząłem pisać? Sam się trochę nad tym zastanawiam. No, dobra... nie będę ściemniać... Dzisiaj wydarzyła się tak niezwykła rzecz, że postanowiłem dać upust moim myślom. Wypadło na ciebie, pamiętniczku.

Hhmm... Może na wstępie powinienem opisać pokrótce swoją osobę (status do niedawna aktualny)

Imię: Eren.
----------------------
Nazwisko: Jeager.
----------------------
Wiek: 16.
----------------------
Urodziny: 30 marca.
---------------------- 
Wzrost: 170 cm.
---------------------- 
Waga: 63 kg ( tak +/-).
---------------------- 
Kolor oczu: zielone (niektórzy uważają, że szmaragdowe).
---------------------- 
Kolor włosów: Brązowe/ czekoladowe.
---------------------- 
Charakter: Raczej wybuchowy, wiem czego chcę, lubię postawić na swoim, jak trzeba to poleceń też słucham.
----------------------
Rodzice: Matka nie żyje w wyniku tragedii związanej z zamieszkami w mieście (byłem wtedy mały, ale do tej pory pamiętam jak zginęła...); ojciec gdzieś przepadł parę lat temu, nie wiadomo czy ma się dobrze, albo czy jeszcze żyje. Nic o nim teraz nie wiem, nie mam z nim żadnego kontaktu.
----------------------
Rodzeństwo: Mam przyszywaną siostrę azjatyckiego pochodzenia. Ma na imię Mikasa. Kocham ją jak brat siostrę, jednak ona ma jakąś wypaczoną obsesję na moim punkcie... Mieszkamy razem w jednym domu.
---------------------- 
Przyjaciele: Trochę ich mam, jednak do najbliższych zaliczyłbym Armina, Jeana (skurczybyk czasami doprowadza mnie do szału, ale cóż...), Connie'go i Sashę. Wszyscy są w moim wieku, więc jest mi raźniej w gronie swoich. Znajomych mógłbym też wyliczać, ale i po co?
---------------------- 
Wrogowie: Czasami mam ochotę wpisać tutaj Jeana na pierwsze miejsce za te jego pyskówki i chore gadki... A tak na serio to organizacja, przez którą między innymi zginęła moja mama... Nazywani potocznie tytanami... Nienawidzę ich z całego serca... 
---------------------- 
Dziewczyna: Niestety brak... nigdy nie byłem w związku, ani nawet nie całowałem się... Prawiczek, lvl 150...!! Jest kilka dziewczyn, które podobają mi się, np. Christa - śliczna, mądra, dobra, jednak ona jest dziwnie zainteresowana zbuntowaną pieguską, Ymir... Póki co bez zmian na tej płaszczyźnie.
---------------------- 
Miejsce zamieszkania: Przeciętnej wielkości miasto, z dużą ilością atrakcji jakie może oferować dobrze rozwinięta infrastruktura. Mieszkam w domu, gdzie wynajmuję mieszkanko jednopokojowe z własnym wejściem. Mikasa i pozostali mieszkają w sąsiednich lokalach. Mogę sobie pozwolić na odrobinę prywatności ze względu na oszczędności po ojcu (z zawodu lekarz, więc przez te wszystkie lata dorobił się niezłej sumki). Dostaję też rentę po śmierci matki.
----------------------
Praca: Moja kariera zawodowa jest dosyć krótka, ze względu na to, że dopiero tydzień temu  skończyłem 16 lat (bez tego nie pozwalają wcześniej pracować). Pracuję w salonie oferującym książki, muzykę, filmy, itp. Takie miejsce, gdzie człowiek idzie pogodzić się z kulturą. Mamy też sekcję wypożyczalni DVD z różnego rodzaju filmami i innymi materiałami. Do tego miejsca jest oddzielne wejście. I tak się składa, że tam pracuję - w wypożyczalni filmów.
---------------------- 
Hobby: Naśmiewanie się z Jeana, nauka różnych technik walk z tymi potworami - tytanami.

  Uhh... Trochę dużo o sobie napisałem... a miało być pokrótce! W każdym razie chyba będzie to wystarczająca ilość informacji na start. Tak się zastanawiam od czego by tu zacząć... Chyba z grubsza będzie trzeba opisać miniony dzień.

  Jak dobrze wiesz pamiętniczku, od niedawna jestem pracownikiem wypożyczalni DVD. Ehh... nie czuję się tam jeszcze zbyt komfortowo, jednak wspiera mnie Hannes - facet, z którym znam się od wielu lat. Pewnie jeszcze pamięta mnie jako małego brzdąca. Znał też całkiem dobrze moją matkę (w dniu zamieszek starał się ją uratować, jednak przeciwnik okazał się zbyt silny...). Był w tamtych chwilach dla mnie jak drugi ojciec. Będąc kierownikiem działu załatwił mi posadę sprzedawcy - kasjera, gdzie po szkole mogę sobie dorabiać. Dzięki niemu nie muszę martwić się o topniejące zasoby pieniężne po ojcu. Ogólnie to poczciwy gość z niego, chociaż czasem za dużo pije wódy po robocie, ble...

  Jak na złość jeden z moich kumpli/ wrogów - Jean - też niedawno zaczął pracę w firmie, jednak on dostał się jako opiekun działu "prasa, magazyny, komiksy". Co gorsza, jego dział będąc na skraju głównego salonu, jest jakby po sąsiedzku przyłączony do mojego i nierzadko muszę słuchać jego stękań... Ogólnie to bardzo lubię Jeana, jednakże mamy taką "swoją" relację i na okrągło sobie dogadujemy. W sumie to jest nawet zabawnie sobie dogryzać. Często umawiamy się po robocie na jakieś śmieciowe żarcie na mieście (trochę śmiesznie to brzmi, skoro pracuję dopiero tydzień -_-').

  To co wydarzyło się dzisiaj, było czymś niezwykłym. Nie wiem jak się mam do tego odnieść. Dzień w pracy zaczął się jak zwykle leniwie. Trochę powygłupiałem się z Jeanem czytając na jego dziale jakieś sprośne mangi. Później musiałem wracać do siebie na dział, bo dużo klientów zaczęło przychodzić. Po kilku godzinach maratonu miałem już dosyć, jednak kiedy ruch zmalał do zera postanowiłem  poodkładać oddane DVD na ich miejsce i zacząć później wypełnić raport dniowy..

  Byłem na dziale z filmami Si-Fi i szukałem strefy z serią "Terminatora", kiedy znikąd stanął koło mnie ON. Co prawda niższy ode mnie tak z 10 cm, ale jak on wyglądał - elegancki, z zimnym, nieprzeniknionym spojrzeniem, skupiony na szukaniu jakiegoś tytułu. Ubrany był w czarną koszulę, ciemnoszare, dopasowane do sylwetki spodnie w kant i gustowne, czarne buty (lśniły się jakby miały brać udział w jakimś konkursie). Przez ramię miał przełożoną w kolorze spodni marynarkę i małą, chyba skórzaną, czarną aktówkę. Dopiero później spostrzegłem jakie miał włosy - kruczoczarne, od połowy ucha, aż do karku mocno wycieniowane (lub prawie wygolone, ciężko stwierdzić), natomiast reszta fantazyjnie wycieniowana w jednej linii z grzywką tej samej długości.

  Gapiłem się na niego jak zaczarowany. I pewnie gapiłbym się dalej, gdyby nie jego przyłapujące mnie spojrzenie. Zrobiło mi się strasznie głupio i pewnie wyglądałem jak jakiś pomidor... Jego oczy były szaroniebieskie, za to spojrzenie chyba by zabiło umarłego po raz drugi... Znudzone, przenikliwe, zmęczone czymś, bez żadnych konkretnych emocji. Jakby wyprane ze wszystkiego co może posiadać człowiek. Bałem się, ale jednocześnie coś mnie zaczęło kłuć w piersi z jakiejś głupiej, nieopisanej fascynacji tym człowiekiem.

  Z lekko drżącymi rękoma wróciłem do swoich obowiązków, jednak ten facet nadal przyglądał mi się z ukosa co jakiś czas. Gdy już miałem się zawijać do stosu oddanych płyt pod ladą, stało się coś dziwnego. Facet odwrócił się całym tułowiem w moją stronę i spojrzał się z lekkim zainteresowaniem na twarzy. Nie wiedziałem co mam zrobić, więc tylko wydukałem - Czy w czymś m-mogę pomóc...?-  
On z kolei nic nie mówił tylko patrzył się na mnie. Po niekończącej się, niezręcznej chwili (!) w końcu się odezwał.
- Nigdy ciebie tutaj nie widziałem. Od niedawna tutaj pracujesz? - Przytaknąłem mu krótkim "tak" i dalej się zastanawiałem jak z tego miałbym wybrnąć. Coraz głupiej mi było stojąc w tak zawstydzającej sytuacji...! Niespodziewanie tajemniczy facet znowu zabrał głos. 
- Rozumiem. Przychodzę tutaj zwykle raz w tygodniu, więc mnie zdziwiło pojawienie się nowego pracownika. - Tak jakby to było wydarzenie roku... Facet jednak dalej kontynuował - Zdajesz się niezbyt wiedzieć o swojej pracy, chłopcze. Dlaczego tutaj się zatrudniłeś? -
- Potrzebuję pieniędzy, proszę pana. Sam muszę zarobić na swoje utrzymanie.- Szybko mu odpowiedziałem.
- Mama i tata nie chcą ci płacić kieszonkowego? Tacy gnoje zwykle myślą, że jak złapią się pierwszej lepszej pracy to są nie wiadomo kim. Raczej mało ambitne z twojej strony, chłopczyku. - Zwykle jestem dosyć spokojny i opanowany wobec klientów, ale facet wtedy wkurwił mnie na maksa! Złapałem go za tę ładnie wyprasowaną koszulę i rzuciłem nim o regał z płytami. Parę egzemplarzy z hukiem poleciało na podłogę.
- Moja matka została zamordowana dawno temu, a ojciec zaginął i nie mam wyjścia! Ta praca może nie jest marzeniem, ale jest jednym z wielu kroków jakie chcę podjąć, by w przyszłości powybijać zawszonych tytanów!- Nie wytrzymałem... Myślałem tylko o tym, by wygarnąć mu jak bardzo się myli co do mojej osoby. Wtedy niespodziewanie facet złapał mnie za rękę i tak szybko przewalił na podłogę, że nie wiedziałem co się działo w tamtej chwili. 

  Przygwoździł mnie koncertowo, trzeba mu to przyznać. Ja leżałem na plecach z rękami przyciśniętymi jego własnymi w cholernie mocnym uścisku. Siedział na mnie okrakiem i przyglądał się tym beznamiętnym wzrokiem, który zauważyłem wcześniej. Przybliżył się tak blisko swoją twarzą do mojej, że zacząłem się zastanawiać czy mnie nie opluje, albo co innego. Za to skierował się bliżej mojego ucha i mówił dosyć ściszonym głosem.
- Trochę szacunku do starszych, gówniarzu. Myślisz, że się wystraszę takiego smarka jak ty? Jeżeli jesteś kompletną kupą gówna, to proszę bardzo, atakuj mnie dalej. Nie będę z tym polemizować. Jednak dlaczego zależy ci na zabijaniu tytanów? Ci goście są pomyleni i nie wahają się załatwić każdego kto stanie im na drodze. Jesteś młody, więc skąd przyszedł ci do głowy tak szatański pomysł na własną śmierć? Może i jesteś kompletnym zerem, jednak mam poszanowanie dla każdego, nawet nic nie znaczącego życia. Więc? - 

  Kompletnie mnie zatkało. Wiedziałem, że wkopałem się w ostre gówno zadzierając z klientem, a już na pewno z tym gościem, ale zaskoczył mnie pytaniami o tytanach... Dlaczego miałoby mu na mnie zależeć? Zdecydowałem się odpowiedzieć po chwili wahania.
- Tytani zamordowali mi matkę na moich oczach jak byłem dzieciakiem... Akurat kiedy wracałem z przyjaciółmi do domu, trafiłem w sam środek piekła... Mieszkałem wtedy w innym mieście, przy samej granicy kraju. Wszyscy, którzy przeżyli zostali przeniesieni w te rejony. Ojca odnalazłem po przeniesieniu, jednak ze trzy lata temu nagle zniknął, zero kontaktu. Nie wiem nawet, czy jeszcze żyje, nic o nim nie wiem... Dlatego postanowiłem - będę w spec-armii zajmującej się eksterminacją tytanów...! Pomszczę moją matkę, pomszczę wszystkich zabitych tego dnia jak i tych z wcześniejszych rzezi...!! Nienawidzę ich z całego serca! Najchętniej bym im żywcem serca powyrywał...! - Tak. Wtedy mnie poniosło, jak diabli. Straciłem kontrolę nad sobą i czułem się jak w jakimś amoku mordu. Facet zaskoczył mnie po raz kolejny i spokojnie powiedział to.
- Rozumiem. I przepraszam cię za moje wcześniejsze zachowanie. Masz pełne prawo, aby tak się czuć. Jednak nie zmienia to faktu, że jesteś żółtodziobem i realnie nie zdziałałbyś nic przeciwko nim. Straciłbyś jedynie życie, które tak chciała ochronić twoja matka. Jeżeli chcesz stać się silny to musisz być cierpliwy. Musisz trenować i doskonalić swoje zmysły. Ile masz lat? - Odpowiedziałem mu zgodnie z prawdą. On jednak zdawał się być nieco zawiedziony.
- Za mało by starać się o przydział szkoleniowy do spec-armii, chłopcze. Bez ukończenia 18 lat nie masz o czym marzyć, by tam się dostać. Jednak nieco zmieniłeś moją opinię o sobie. Gówno wiesz o zabijaniu, jednak widać, że masz do tego serce i niesamowite pokłady ducha walki. To dobrze rokuje. Widzisz, tak się składa, że znam jednego gościa co dla nich pracuje, więc wiem co mówię. - Facet tak urósł w moich oczach, że ciężko to nawet opisać. Czułem rosnącą między nami więź porozumienia. Facet jednak nadal nie schodził ze mnie. Niepewnie upomniałem się o to. 
- Eeee... ja również przepraszam pana za moje uniesienie... jednak czy byśmy mogli porozmawiać o tym w pozycji pionowej...? - Facet dalej nic. Trochę spanikowałem, ale w końcu ruszył się i mogłem się od niego uwolnić. 

  Tak mi się przynajmniej wydawało i to przez krótką chwilę... Pchnął mnie do najdalszego końca działu z telenowelami z lat '70-ych, tam gdzie nikt nie zagląda. Byłem tak zaskoczony, że dałem się tam zaciągnąć jak stary wór kartofli. Stanął na przeciw mnie łapiąc za ramiona. Spytał jedynie jak mam na imię. Kiedy odpowiedziałem, usłyszałem od niego to.
- Eren. Tak ci na imię, co...? Mów mi Levi. Nie cierpię jak ktoś mnie nazywa panem. Kojarzy mi się to ze starym parchem, a ja nie czuję się i nie wyglądam chyba tak gówniano, nie sądzisz? Mniejsza z tym. Tak teraz sobie myślę, że wypożyczalnia oferuje nie tylko ciekawe pozycje filmowe, ale też  atrakcyjną kadrę. W dosłownym tego słowa znaczeniu, Eren.... -

  Świat zawirował mi przed oczami. Nie tylko po tym co usłyszałem, ale i co przeżyłem. Levi, jak siebie przedstawił, bez żadnego uprzedzenia rzucił się na mnie. I to dosłownie! Nigdy nie wiedziałem jak to jest, aż do dzisiaj... Pocałował mnie! Z taką żarliwością, że zamiast się wściekać na to jak facet mnie seksualnie wykorzystuje, mało nie padłem z wrażenia! To było niesamowite, gorące, dzikie, prawdziwe... Mimo jego małego wzrostu zdawał się być wyższy ode mnie. W piersi wszystko skakało, kiedy tak pieścił moje usta z niespotykaną pasją i przekonaniem o słuszności czynu...

  Oszołomiony stałem jak wryty. Pewnie stwierdził, że wyglądam jak ostatni debil, bo spojrzał się na mnie (bardzo blisko, dla jasności) i odezwał spokojnym głosem.
- Nie myśl sobie, że zadrwiłem z ciebie. Byłem cholernie poważny, jak rzadko kiedy. A kiedy jestem poważny to decyduję się na to w stu procentach. Dlatego nie zrozum mnie źle, Eren. Wiedz, że widziałem jak się na mnie patrzysz, jak pożerasz wzrokiem wszystkie detale. Czułem to tak jakbyś bez otwierania ust szeptał mi do ucha "Wyglądasz jak milion dollarów, pieprzmy się, tu i teraz!". - Po takich słowach chybaby każdemu szczena opadła do podłogi. Byłem wkurzony nie na niego, a na siebie, że był w stanie tyle o mnie się dowiedzieć po paru minutach stania w pobliżu. Poza tym, do cholery, na serio miałem taki wyraz twarzy, że chciałbym się z nim pieprzyć?! 

  Widać, Levi jak zwykle wyłapał moją konsternację i kontynuował swój wywód.
- Jesteś jak otwarta księga, Eren. Widzę to aż za dobrze. Oczy mnie kurewsko bolą jak krzyczysz swoim spojrzeniem "Co się tutaj dzieje? Czy on mnie pocałował?! Nie wiem, co o tym myśleć...". Ciekaw jestem jak to jest z twoimi doświadczeniami odnośnie facetów. Patrząc po tobie wnioskuję, że żadne.Ale też nie jesteś wkurwiony tym, co teraz między nami było. Mimo twoich braków warsztatowych w całowaniu, było całkiem miło. - Facet to wiedział jak człowieka jednocześnie zdołować i dodawać mu otuchy...

  Miał rację. We wszystkim co powiedział... Nic nie wiem o związkach, ani o całowaniu... Jednakże było niesamowicie... Powinienem się wściekać o zaloty ze strony faceta i dążyć do związku z jakąś dziewczyną... Wtedy tego nie ogarniałem, ale jak teraz sobie pomyślę to mi dobrze było w tamtej sytuacji i nie czułem się zgwałcony ustami.

  W każdym razie staliśmy w tym ciemnym kącie z dobre pięć minut, kiedy napadło mnie coś. Przez patrzenie na jego niby niewzruszoną twarz dało się wyczuć te zwierzęce pożądanie. W tamtej chwili uświadomiłem sobie, że czuję zapach jego perfum - pięknych, zmysłowych, zapraszających i jednocześnie ostrych i zdecydowanych. Nie wiem jakie one były, ale wtedy wiedziałem co innego. 

  Nie myśląc wiele dotknąłem kciukiem jego dolną wargę i lekko pociągnąłem w dół. Jego oczy zdawały się być nieco zaskoczone obrotem sytuacji. Wyczułem to, tak jak on wyczuwał mnie. Przechyliłem głowę ku niemu i delikatnie pocałowałem. Odwzajemnił dodając do tego trochę więcej zdecydowania. No i w tamtym momencie świat znowu mi zawirował - złapałem go w talii i objąłem zacieśniając nasze usta. Tempo było coraz śmielsze, w końcu wręcz szaleńcze. Wprosił się swoim zwinnym językiem poza wcześniej ustalone granice i znalazł mój. Instynktownie zacząłem nim ruszać w rytm jego ruchów i było... WOW!! Było kurewsko zajebiście!! 

  Rozpływałem się w tym wszystkim jak opętany, który doznaje błogosławieństwa. Jednak to się musiało w końcu skończyć. Kiedy poczułem jak mi staje i ociera się o jego wielkiego, twardego penisa... Przeraziłem się nie na żarty. Szarpnąłem nim do tyłu i zbaraniałem. Dotarło do mnie, że to wszystko jest nagrywane, jednak jak dobrze pamiętam, akurat w tym miejscu jest czarny punkt i kamery nie są w stanie dotrzeć swoimi szpiegowskimi spojrzeniami. Ręce trzęsły mi się jak jakiemuś gościowi po prochach. Levi wyłapał to i spuścił z tonu. Odszedł ode mnie na jeden krok wstecz i oznajmił - Jesteś jak bestia w klatce. Niby taki nijaki, ale jak się na trochę pozwoli, to szalejesz. Podoba mi się to... Eren... Fakt, może ciut przesadziliśmy z ekspresją, jednak nie możesz zaprzeczyć, że dobrze ci z tym było. - Miał sukinsyn rację... Wystarczyło spojrzeć na mojego kutasa, by dać osąd w tej sprawie...

  Podniósł aktówkę z ziemi i wygrzebał z niej jakąś karteczkę. Jak się niebawem okazało, była to wizytówka z jego namiarami. Strzepał brud z marynarki i uśmiechnął się do mnie nieznacznie. Wziął z regału płytę z filmem i pokazał gestem, bym podszedł do lady i mu policzył za wypożyczenie. Dopiero na kasie zorientowałem się, że bierze film o gejach pt. "Kocham cię, Phillipie Morris" (!). Trochę mnie zatkało... Jego wyczucie chwili było powalające... Zapłacił za płytę, oddałem mu kartę stałego klienta. Jednak zamiast ją odebrać, złapał mnie delikatnie za rękę i nieznacznie przyciągnął do siebie. Spojrzał mi prosto w oczy i zaczął szeptać (między innymi, dlatego że klienci zaczęli się pojawiać na dziale) - Będziesz tu jutro, Eren? - Przytaknąłem mu po cichu. - O której będziesz kończyć swoją zmianę? - Zdębiałem. Zrozumiałem, że zamierzał umówić się ze mną na... randkę!! Nigdy na żadnej nie byłem, a już na pewno nie z facetem i to w dodatku dużo starszym ode mnie! (Wyglądał na ok. 34 lata)

  Podałem mu godzinę kiedy kończę, natomiast on ścisnął lekko moją rękę i dodał na odchodne - Do zobaczenia, Eren. Zapisz sobie mój numer w telefonie, przyda ci się. - I tyle go widziałem... Reszta dnia minęła jak zawsze - ludzie przewijali się o stałych porach, oddane pozycję wracały na swoje miejsce. Jean coś złośliwego dodawał z oddali, ja z kolei stałem jak słup soli. Nie chciało mi się jemu nawet odpowiadać. W piersi bolało strasznie...

  Dlatego widzisz, pamiętniczku - nie mogłem się powstrzymać, by gdzieś to wszystko ulokować! Cały dygoczę, co to będzie jutro. Czy przyjdzie? Zdąży obejrzeć film i go oddać, czy przyjdzie bez powodu? Co będzie się działo po zakończeniu mojej zmiany...? Zaprosi mnie gdzieś? Na jakiś spacer, czy do siebie...? Boję się tego wszystkiego! Nigdy nie uprawiałem seksu, nie wiem co się robi z facetami w trakcie stosunku, czy to boli? Aahhh...!! Za duży mętlik w głowie... Tak na wszelki wypadek przeglądam teraz w necie różne fora i poradniki, co robić w pewnych sytuacjach. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że przejmuję się nim jakby miał mi się podobać...! Całowałem go, to chyba tak jest... ale faceta kompletnie nie znam, całowałem się z kompletnie obcym gościem!! 

  Pamiętniczku, co mam robić...? Mikasy nawet nie będę pytał, bo nie wiadomo co z tego może wyjść - jeszcze potnie go na mielone, nie daj Boże... Connie też nigdy nie miał dziewczyny, Sasha z kolei mysli tylko o żarciu, natomiast Jean... Nawet nie wiem, czy jego życie towarzysko- seksualne w jakikolwiek sposób funkcjonuje! Chyba tylko on mi zostaje, ehh...

  Kończę ten wpis pełen obaw. Boję się jutra bardziej od rozmowy o pracę... Nie wiem czego się po nim spodziewać... Levi... Facet pełen zagadek i sprzeczności... Liczę na jakiś mało drastyczny happy end, zupełnie jak z tych romansideł, które wypożyczam klientom...

Koniec części 1.

piątek, 6 lutego 2015

Mentor i małolat, cz.1: Chcieć, znaczy móc

UWAGA! Pewne treści zawarte w tym opowiadaniu mogą zawierać SPOILERY wyprzedzające fabułę w anime. Jeżeli wolisz poczekać do 2 sezonu SnK, to czytasz na własną odpowiedzialność.

-  Kapralu Levi! Już czas.
-  Ok, idźcie przodem, dogonię was niebawem.
-  Tak jest!

  Od dłuższego czasu przyglądam się jemu. Z początku mnie wkurwiał niemiłosiernie, ale teraz to nawet jest miło jakim zaufaniem i szacunkiem mnie darzy. Czasem doprowadza do nieopisanej frustracji jak można być takim baranem bez mózgu, jednak chyba to powoli jest zastępowane bardziej trzeźwym kalkulowaniem. Zdecydowanie jest poprawa.

  W pewnym momencie przyłapałem się na tym, że lubię jego towarzystwo. Promienieje pewnością siebie, determinacją - mimo młodego wieku potrafi dojrzale zaakceptować swoją przyszłość. Zupełnie jak ja. Pewnie dlatego teraz odbieram go w lepszym świetle. Cóż... W tym szaleństwie ukryty jest pewnie jakiś głębszy sens.

-  Eren, już jestem. Możecie zaczynać.
-  Aj!! Ale jestem nakręcona!! Eren, jesteś niesamowity! Z tobą można wszystko! Tytan na wyciągnięcie ręki, do tej pory chyba śnię!!
-  Hej, głupia okularnico...Lepiej uważaj na niego... Erwin jakby się dowiedział, że spierdoliłaś na całej linii, to pewnie ten twój wygadany ryj wsadziłby w sam koniec twojej nadpobudliwej dupy...
-  Ha, ha!! Luzik, luzik, Levi!! Wsjo pod kontrolą.
-  Obyś się nie myliła...
-  Wstrzyknij sobie trochę uśmiechu, brachu. Nie do twarzy ci z tą ponurą minką.-
-  ...
-  Hange - san, jestem gotowy...
-  Dobra, Eren - jedziemy z planem tak jak wcześniej ustalaliśmy.
-  Oczywiście.
-  Eren... Dasz sobie radę. Bądź czujny i nie pozwól zawładnąć swoim żądzom.
-  Zrobię co w mojej mocy, kapralu Levi!

  Zaczyna się. Z okularnicą i resztą zespołu odchodzimy na bezpieczną odległość na wzniesieniu. W dole stoi tylko on. Zawsze kiedy widzę jego przemiany to przeszywa mnie niepokojący dreszcz po kręgosłupie. Zupełnie jakbym zapraszał wroga kładąc się na ziemię i pozwalać kopać do woli, aż nie zesram się pod siebie. Te ugryzienia, które musi sobie fundować są obrzydliwe. Aż mi trochę go żal ile musi ścierpieć, by móc próbować osiągnąć swój cel.

  Znowu dużo błysku i tego kurewskiego kurzu... Po przemianie ryk jaki z siebie wydaje się być czymś niespotykanym. Jakby manifestacją i kompilacją frustracji jako bytu ludzkiego. Po usłyszeniu czegoś tak przejmującego czuje się jakby łączyła nas niewidzialna nić porozumienia. Wiem jak się czujesz. Chcesz działać, walczyć, wyładować buchającą nienawiść. Ktoś kiedyś stwierdził, że jesteś zupełnie jak ja w wieku nastoletnim - może coś w tym jest.

  Celem dzisiejszego eksperymentu jest sprawdzenie jak bardzo umie zapanować nad sobą w formie tytana, czy potrafi nas dostatecznie zrozumieć i wykonywać nasze polecenia. Na chwilę obecną wiemy, że nie potrafi zbyt często się zmieniać, z każdą przemianą kurczy się jego ciało tytana.

  Tak jak mogłem się tego spodziewać, nic nie wyszło z tego dobrego. Jest jedynie skrajnie wyczerpany i wygląda jak kupa gówna z połowicznie rozpuszczoną twarzą do kości. Czterooka szuka w tym konkluzji jak to, że Eren nie ma zdolności utwardzania skóry, czy posługiwania się ludzkim głosem. Dla mnie jest to jedynie krok w tył przy odbijaniu terenów muru Maria.

  I mamy już wieczór. Pewnie zdążył do tego czasu zregenerować się i wyglądać jak człowiek. W sumie to nie wiem po co idę do niego, jakoś nie szczególnie czuję się tym przejęty. Otwieram drzwi do jego pokoju.

- Witaj, Eren. Jak się czujesz?

  Cisza. Nie przewidziałem, że będzie spać. W takim razie nie będę mu dupy zawracać. Z drugiej strony wygląda tak spokojnie jak śpi. Z niewiadomych powodów, zamykam na klucz pokój i idę w stronę łóżka. Może mój mózg zamienia się już w bezwładne gówno? Starość zaczyna pukać coraz głośniej w tylne drzwi? Kurwa, ale dzisiaj mam ciężkie rozkminy...

  Siadam na pościeli, patrzę jego odprężoną twarz. Wygląda znacznie lepiej. Teraz wydaje się być aksamitnie gładka i lśniąca, niczym perfekcyjny okaz zdrowia i urody. Urody? O czym ja myślę? Mimo wszystko to obiektywnie jest w nim coś z przystojniaka. Pewnie kiedyś jakiejś cipce skradnie cnotę, chyba że już to zrobił. Ma piętnaście lat, więc można się spodziewać wszystkiego po takich wyrośniętych bachorach. Taki młody i naiwny. Uroczy... Kurwa, co jest? Może dzisiaj powinienem urżnąć się do nieprzytomności i regulaminowo zwalić konia?

-  Kapralu... Levi... ah...
-  Hę? Co się stało, Eren? - Nie śpi, czy gada przez sen? Raczej to drugie, ma równomierny oddech.
-  Kapralu... chcę...
-  Co byś chciał?
-  Ciebie...
-  Mnie? Eren, udajesz, że śpisz i jaja sobie ze mnie robisz, co? Jeżeli tak, to z dupy ci...
-  Ja... Śpię... chcę ciebie... jesteś taki zajebisty... Kapralu...
-  Pod jakim względem?
-  Wszystko jest w tobie... fascy... nujące... twoje ciało... takie piękne... chcę cię...

  Czy ja dobrze usłyszałem? Ten jęczący szczeniak chce się ze mną ruchać?? Trochę zaskakujące...  I co ja mam z tobą zrobić, niedojebany Erenie?

-  Levi... chcę... proszę... ahh...

  Kurwa. Jak teraz patrzę niżej to mu stoi pała... wielka jak wieża... Ja pierdolę...

-  Chcesz tego?
-  Co...? ja...
-  Chcesz się trochę zabawić? Ze mną...?
-  Kapralu.... nie mogę... nie zasługuję... jesteś zbyt.... zajebisty... idealny...
-  Eren... - nie cierpię tego wychwalania mnie niczym bożka... Pierdolony smarkacz...
-  Chcę, ale nie mogę... jesteś ponad mną... Levi...

  Gówno prawda! Nie jestem ponad tobą, smarku. Wszyscy ludzie są sobie równi i zasługują na wzajemne poszanowanie swoich istnień. Jestem tylko zwykłym obywatelem w tym popierdolonym świecie. Decyzja podjęta. Bez żadnych wątpliwości. Pomogę ci zrozumieć, co to znaczy równość.

  Czuję się dosyć absurdalnie z tą sytuacją, żeby decydować się na taki krok. Cóż... Pokaż mi co tak kiepsko przede mną chowasz, Jeager. Oh... kurwa. Jaki nabrzmiały, skurwysyn jeden. Widzę, że nie jedno przede mną ukrywasz, Eren. Taki z ciebie świntuszek pierdolony. Cały usmarowany. Trzeba będzie to wszystko zlizać. Nie cierpię kurewskiego brudu, tak dla twojej informacji, szczeniaku.

  Twardy jak skała i jednocześnie jedwabiście delikatny. Dwoiste uczucie. Zobaczmy jak zareagujesz, kiedy będę się tobą bawić, Eren. Liczę na dobrą zabawę, więc mnie nie zawiedź. Palec do góry i w dól. Leniwie i z przekąsem. A co powiesz na mój żelazny chwyt? Oczywiście używam jedynie 20% moich możliwości, ale powinieneś poczuć już jak przesuwam ręką bez skrępowania po twoim soczystym kutasie. O wilku mowa.

-  Ah... co się dzieje...? Aahhh...... jak dobrze....
-  Podoba ci się?
-  Hę? Kapral...? Levi?!?! Co tu się kurwa wyrabia...?!
-  Ciszej matole... Nie widzisz?
-  Widzę...! I jestem przerażony! Kapralu... ahh!... proszę przestać, to jest niemoralne... i ogólnie nie... ahh!!
-  Co? Zarzucasz mi, że kiepsko ślizgam twojego mieczyka?
-  Nie, skądże! Jest cudownie, ale nie może tak być! aaah!
-  Zamknij się i delektuj tym co dostajesz od tego zajebanego, żałosnego życia.
-  Kapralu....
-  Jeżeli się nie zamkniesz to zostaniesz ukarany adekwatnie do przewinienia.
-  Proszę, nie... nie możemy...
-  Wszystko możemy, Eren.
-  AAAaaaaahhhH.......!!!

  Teraz to już się nie pierdolę w jakieś cykanie. Obiecałem mu karę, to niech teraz cierpi, niewdzięczny chujek. Co jak co, ale bawić się językiem i lizać jego końcówkę to odpierdalam koncertowo. Masz co chciałeś, to teraz przyjmij na klatę, gówniarzu. Jeszcze dodam ci uścisk zwiększony do 40% dla podkreślenia mojego okrucieństwa. Jak się przedwcześnie spuścisz to potnę twoją parówkę na tysiąc plasterków. Tyle sprzątania byłoby niewybaczalne.

-  Aaaaahh..!! Kapralu... proszę... to jest... umieram... nie mogę dalej...
-  Eren, naucz się czasem coś przyjmować. Po twoich słowach czuję się jak stare gówno w zatkanym klopie.
-  Nie... to jest kurewsko dobre... aahhh! Nie wytrzymam... Levi... ja.... aahhhHH!!

  Osz, kurwa... wypływa... tyle z niego leci... taki ciepły i lepki... smaczny... Cały twój kutas pulsuje mi w ręce...Twoja mina... Przy wytrysku wyglądasz tak słodko i niewinnie...

-  Eren...
-  Boże... proszę już nic nie mówić... To takie zawstydzające...!!
-  Nie zasłaniaj się ręką.
-  Kiedy mi tak cholernie głupio....!
-  Chcę popatrzeć.
-  Kapralu, nie chcę być dobity... Proszę o zrozumienie...
-  Zamknij w końcu tę swoją stękającą jadaczkę. Tak lepiej. Chcę popatrzeć na twoją twarz. Jesteś taki uroczy od kiedy spuściłeś się w moje usta...
-  Aaa... proszę...
-  W sumie wcześniej też byłeś uroczy, jednak w tej chwili jest w tobie coś dziwnie przykuwającego moją uwagę.

  Bez zastanowienia pochylam się wyżej do twarzy i wciskam w niego swoje zaspermione usta. Ponawiam natarcie, jednocześnie ścierając kciukiem łzę z jego policzka. Dotyk warg kojarzy mi się z czymś subtelnym i niewinnym. Co ciekawe, też odwzajemnia pocałunek dodając do tego pasję pełną wrzawy. Skurwysyn jest w tym całkiem niezły... Obejmuję go w talii i łapię lekko za włosy z tyłu głowy. Oh, ależ z ciebie wulkan emocji, gnoju. Płoniesz z podniety, a przed dziesięcioma minutami pieprzyłeś coś o morałach i innych gównach. Najgorsze, że czuję jak nasze kutasy ocierają się o siebie, cholernie gorące i nabrzmiałe... Kurwa... Ubrudzę sobie spodnie przez takie jebane akcje...

-  Eren, nic ci nie jest?! Wszystko w porządku?! Słyszałem jakieś krzyki.... - Pięknie... Karzełek Connie niech jeszcze do nas dołączy...
Kurwa, co mam robić...?!?!
-  Spokojnie, Eren. Odpowiedz mu bez żadnych pierdół na luzie, że wszystko jest ok, że tylko miałeś jakiś koszmar...
-  Ok... Eee... wszystko w porządku... śniło mi się coś głupiego, chyba koszmar... nie masz się co martwić, Connie.
-  Będę pamiętał, by karłowi przy dobrej okazji skopać dupę na wszystkie strony...
Na pewno, Eren? Hę? Co jest...? Zamknąłeś się?
Jak się wcześniej obudziłem to stwierdziłem, że chcę trochę prywatności... Ale nie aż takiej...
-  Nie skamlaj, gnoju. Źle ci było?
-  Wręcz przeciwnie... było...
Eren, przykro mi, ale procedury nakazują byś był dostępny w razie jakichś nieoczekiwanych komplikacji. Otwieram.
-  Kurwa mać, jebany konus... Eren, zajmij go czymś przez minutę.
-  A pan, kapralu?
-  Ja się stąd zmywam przez okno. Tak będzie dla nas obojga najlepiej.
-  Ale... Aaa, nieee! Jest zbyt wysoko...
Eren? Wszystko gra?!
-  Connie... Wybacz... znowu przysnąłem i znowu coś bzdurnego mi się śniło...
-  Na pewno ok? Chcesz coś do picia?
-  Nie, dzięki...
-  W razie czego wołaj. Za pół godziny przyjdzie Armin na zmianę warty.
-  Ok...

  Następnego dnia Hange znowu robi mu jakieś absurdalne testy. Tym razem ma zbadać jaki wpływ mają przemiany na jego zdrowie psychiczne i komfort snu. Akurat w tym przypadku bym polemizował, ale nie w tym rzecz. Od wczorajszego wieczoru nadal nie przeprowadziliśmy na ten temat żadnej rozmowy. I dobrze. Nie mam zamiaru tłumaczyć się z tego, że robiłem komuś laskę dla kaprysu.

-  Kapralu.... - A jednak myliłem się... Liczyłem na większy poziom inteligencji z jego strony...
-  Nie ma o czym rozmawiać, Eren.
-  Wg mnie jest... To było... nieprzewidywalne... Dlaczego zdecydował się pan na ten... krok...?? - Znowu ma ten słodki rumieniec na twarzy. Uroczy bachor...
-  Tak zdecydowałem. Poza tym znowu cieszysz moje oczy swoją niewinnością.
-  Hę...?

  Żeby się jeszcze tak pozastanawiał, to ma buziaka ode mnie w policzek, tak bez powodu. Dla podkreślenia tego jak jesteśmy sobie równi. Nie cierpię romantycznych rzeczy, żadnych pierdolonych liścików, czy kwiatków. Czyny stanowią o człowieku, nie gesty.

-  Kapralu... znowu...
-  Lubię cię, Eren. Za twoją szczerość, pasję i wiarę w marzenia. - I jeszcze większy rumieniec. Kurwa... znowu mi staje, jebany...
-  Kapralu... Nie daje mi to spokoju...Jak się panu udało wydostać z pokoju bez żadnych większych obrażeń...?
-  Chyba naprawdę śniłeś. Byliśmy na parterze, więc nie miałeś drzeć i robić niepotrzebny zamęt.
-  Serio to był parter? Może jeszcze odczuwam skutki zmęczenia po wczorajszych transformacjach...?
-  Nie myśl o tym dużo. Ciesz się chwilą. Nie martw się, że czujesz się gorszy ode mnie. Ja tego nie czuję. Chcę nas stawiać na tym samym poziomie, dlatego robię co robię...
-  Kapralu...
-  Nie czerwień się tak tyle, gówniarzu...
-  Przepraszam, nie mam na to wpływu...
-  Wiem. A teraz spadaj mi sprzed twarzy zanim nie zrobię ci gorszej kary od wczorajszej.
-  Aaa...??! Znaczy się - tak jest, kapralu Levi...

Koniec części 1
Ciąg dalszy nastąpi...